![]() |
|
Wywiady |
|
JURATA
BOGNA SERAFIŃSKA Pisze wiersze, opowiadania, powieści, eseje,
recenzje, felietony publicystyczne oraz bajki dla dzieci, przeprowadza
wywiady. Jest członkiem Związku Literatów Polskich i Stowarzyszenia Autorów
Polskich, stałym współpracownikiem Redakcji Portalu ZLP „Literaci
eu”, a także sekretarzem redakcji „Literatura Współczesna”,
redaktorem Działu „Australia z oddali” w ”Przeglądzie
Australijskim” i redaktorem Działu Wywiady w polonijnym Portalu
„Polonialife” Jej utwory są drukowane na łamach wielu pism i portali (polskich
i polonijnych w USA, Kanadzie,
Anglii i Australii) w tym m.in.: „Akant”, „Ciechanowskie Zeszyty Literackie”,
„Gazeta Autorów”, „Gazeta Kulturalna”, „Gazeta DSP”, „Gwiazda Polarna”,
„Internetowa Republika Bemowo”, „Kot”, „Kocie
Sprawy”, „Kwartalnik Wrzesiński”, „Lamelli”,
Portal ZLP „Literaci. eu”, „Literatura Współczesna”,
„Miasto Literatów”,
”Migotania Przejaśnienia”, ”Poezja dzisiaj”, „Polonialife”, Polish News”,
„PKP Zin”, „Plotkies”,
”Przegląd Australijski”,
„Radostowa”, „Sekrety Żaru”, „Solecki
Peryskop”, „Świat Inflant”, „Wojska Lądowe”,
„Własnym Głosem”, „Wolne Media”, „Zielone
Brygady”; oraz w wielu Antologiach, albumach. katalogach i Almanachach
mi in. w XXXV Almanachu Krakowskiego
Oddziału ZLP (07).
Ma własną stronę internetową: http://serafinska.w.interia.pl/ Na tej stronie Pani Jurata będzie prezentowała co miesiąc swoje wywiady z ciekawymi ludźmi. Jurata Bogna Serafińska Żyjemy w absurdalnych czasach...
Andrzej Dębkowski - poeta, krytyk literacki, publicysta, eseista, dziennikarz i wydawca, członek Warszawskiego Oddziału ZLP. Redaktor naczelny „Gazety Kulturalnej”. Debiutował w 1988 roku. Publikował swoje wiersze m.in.: w „Wiadomościach Kulturalnych”, „Okolicy Poetów”, „Gazecie Kulturalnej”, „Literackiej Polsce”, „Metaforze”, „Sycynie”, „Akancie”, „Siódmej Prowincji” oraz w kilkudziesięciu antologiach i almanachach - w prasie krajowej i zagranicznej. Jest laureatem wielu konkursów literackich. Jego wiersze tłumaczono na język włoski, czeski, litewski, białoruski, serbski, ukraiński i wietnamski. Jest autorem tomików wierszy, zbioru felietonów i tomu wywiadów. Panie Andrzeju - w obecnych czasach trudno jest znaleźć
wydawnictwo w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Firmy nazywające się
wydawnictwami najczęściej pełnią rolę drukarni produkujących książki
na zamówienie i nie interesujących się niczym więcej. Czy ta
sytuacja skłoniła Pana do tego by zostać również wydawcą? - Nie przesadzajmy z tytułowaniem mnie wydawcą. Wydawca, to ktoś,
kto prowadzi politykę wydawniczą swojej firmy, dba o poziom swoich
produktów, o swoich autorów, wypłacając im godziwe honoraria i -
przede wszystkim - ma świetny kolportaż i dużo pieniędzy na reklamę
oraz dojścia do środków masowego przekazu. A ja po prostu „produkuję”
książki innym autorom, to wszystko. Ja w pewnym momencie mojego pisania
miałem dosyć całej tej sytuacji z firmami, które nazywają siebie
wydawnictwami. Zresztą co to za wydawnictwa, które żądają od ciebie
pieniędzy na wydanie twojej książki, a następnie dostajesz pięćdziesiąt
czy sto egzemplarzy dla rodziny, a cały zysk biorą dla siebie? To zwykłe
wykorzystywanie. Natomiast ja nikomu nie obiecuję, że będę robił
kolportaż, bo nie mam na to ani ochoty, ani środków, a tym bardziej
czasu. Jeżeli komuś odpowiada, żebym „wyprodukował” mu
profesjonalnie książkę, to proszę bardzo... Jest Pan pomysłodawcą, twórcą i redaktorem naczelnym „Gazety
Kulturalnej”, pisma wydawanego w Zelowie od 1996 roku. Czy łatwo
jest obecnie wydawać gazetę literacką? - Sytuacja w polskiej kulturze - a więc i w literaturze - jest dzisiaj bardzo trudna. Nie mogę się nadziwić, jak wielu „uzdrawiaczy” polskiej kultury próbuje po raz kolejny majstrować przy tym delikatnym organizmie. Najpierw jeden minister chce upowszechniać kulturę przy pomocy bilboadrów, następny upolitycznia resort do niebotycznych rozmiarów, dając pieniądze tylko tzw. „swoim”. Członkowie nieprawych organizacji, stowarzyszeń i związków nie mają czego szukać w ministerstwie przy Krakowskim Przedmieściu. Marnowane są miliony na projekty, które tak naprawdę nie mają nic wspólnego z kulturą, więc odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna: robienie pisma kulturalnego, a szczególnie literackiego, to w pewnym sensie coś nienormalnego. Niestety, przyszło nam żyć w czasach, kiedy to rządzą nami elektroniczne środki masowego komunikowania. Produkty papierowe schodzą na dalszy plan, coraz częściej stajemy się niewolnikami pilota telewizyjnego, więc jest bardzo trudno. Ludzie potrzebują rozrywki komercyjnej, miałkiej, nijakiej, bez żadnych wartości intelektualnych. „Gazeta Kulturalna”, pismo kulturalno-literackie, które od początku wymyśliłem i stworzyłem jest więc taką odtrutką na to wszystko, co dzieje się dookoła nas. W jaki sposób dobiera Pan autorów dla swojej gazety? Większość
czasopism nie odpowiada w ogóle na listy z utworami początkujących
pisarzy i poetów. Czy nieznany autor, który przyśle do Pana swoje
utwory ma szanse na to, że zostaną one przeczytane i ocenione? -
Czytam absolutnie wszystko, co przychodzi do redakcji. Nie wyobrażam
sobie sytuacji, w której ktoś inny decydowałby, co ma iść w następnych
numerze pisma. Dzięki temu doskonale orientuję się w sytuacji naszego
rynku literackiego - wiem, co kto napisał, jakie są nowości, co warto
czytać, a i później publikować. Przez te ponad dwanaście lat nauczyłem
się nawet rozpoznawać twórców po ich poetyce, nie muszę widzieć
nazwiska autora, żeby poznać czyj to na przykład wiersz. Muszę
stwierdzić, że młodzi ludzie, którzy przysyłają swoją twórczość
literacką do redakcji z prośbą o analizę lub ocenę swoich wierszy,
nie zdają sobie sprawy z tego, że aby wiersz miał pewną wartość
trzeba po prostu nad nim pracować. Im wydaje się, że wystarczy zapisać
słowa, które najczęściej podobają się ich rówieśnikom. A przecież
taki wierszyk, to jeszcze nie poezja. Należy także przede wszystkim
bardzo dużo pracować nad samym sobą - czyli ciągle się rozwijać. Stąd
też wiele z tych wierszy nie spełnia kryterium drukowalności. Muszę
uczciwie powiedzieć, że na łamach „Gazety Kulturalnej” mało jest
drukowanych wierszy młodych poetów, ponieważ jest to pismo z założenia
elitarne i służy ono przede wszystkim do poszerzania ogólnej wiedzy o
literaturze i kulturze. Dlatego inaczej wygląda sprawa z twórcami o
ustalonej renomie. Oni zazwyczaj nie schodzą poniżej określonego
poziomu, więc z nimi jest mniejszy kłopot, chociaż są bardziej
niecierpliwi jeśli chodzi o czekanie na swoją kolej druku. Często nie
zdają sobie sprawy z tego, że materiałów do „Gazety Kulturalnej”
mam na ponad rok do przodu, a pojemność pisma jest taka, jaka jest. Nie
da się zwiększyć liczby stron z dnia na dzień, bo to kosztuje. Poza
tym nie o to przecież chodzi, ażeby każdy kolejny numer pisma był objętościowo
większy. Przecież czekanie na kolejna publikację powoduje, że kiedy w
końcu ukaże się czyjś tekst, przyjemność jest o wiele większa. Na
szczęście większość materiałów w „Gazecie Kulturalnej” ma taki
charakter, że miesiąc czy dwa nie robią dla większości różnicy... „Gazeta Kulturalna” ma obecnie wersję papierową i internetową.
Od kiedy istnieje wersja internetowa? -
Wersja elektroniczna istnieje od ponad roku. Doszedłem do wniosku, że jeżeli
„Gazeta Kulturalna” ma się dalej rozwijać, to trzeba zrobić coś,
co spowoduje, że jej odbiór będzie większy, bez znacznego zwiększania
środków finansowych. Nadarzyła się taka okazja i trzeba było ją
wykorzystać, a ponieważ jestem dość sprawny informatycznie, to nie było
żadnego problemu, żeby zrobić również jej wersję internetową. Poza
tym Internet ma ogromne możliwości - dzięki niemu wersja elektroniczna
pisma posiada działy, których nie ma w wersji poligraficznej. Ale
ciekawostką jest to, że wersja internetowa pisma jest w całości w
takiej samej formie, jak wersja poligraficzna, więc jeżeli ktoś nie może
zdobyć jakiegoś numeru, to może go sobie samemu wydrukować... Wydał Pan zbiór wywiadów z wieloma znanymi pisarzami. Czy byli tacy, którzy odmówili wywiadu, a także tacy, którzy prosili o przeprowadzenie z nimi rozmowy, ale Pan odmówił? Czy może i chce Pan wymienić nazwiska? - Książkę
„Kiedy umiera poeta, umiera świat” pisałem osiem lat. Było w tym
trochę przypadku. Kiedy ukazała się moja książka poetycka pt. „Paryż
nie jest taki piękny”, nadszedł w moim życiu taki moment, który dosięgnąć
może każdego człowieka. W pewnym momencie zabrakło mi po prostu weny
twórczej, natchnienia, „promieniowania z kosmosu” - jak mawiał mój
przyjaciel, Wilhelm Przeczek - więc znalazłem sobie inny substytut
literacki - zająłem się dziennikarstwem, publicystyką. Pisałem
szkice krytycznoliterackie, felietony, eseje. Czytałem mnóstwo książek.
Tworzyłem dużo takich prac, aż w międzyczasie powróciła moja wena twórcza
i mogłem znowu przystąpić do pisania wierszy. Ale wtedy moim życiu
nastąpił taki moment, że zacząłem się zajmować obydwoma tymi
kierunkami - dziennikarstwem publicystycznym i jednocześnie poezją.
Zresztą dzisiaj obie te dziedziny uzupełniają się wzajemnie. Dzięki
temu zacząłem się coraz bardziej rozwijać i poszerzać swoją wiedzę.
Mnóstwo wtedy podróżowałem, uczestniczyłem w licznych imprezach
literackich, poznawałem wielu nowych ludzi, rozmawiałem. Właśnie te
wywiady zamieszczałem na łamach „Gazety Kulturalnej”, a po jakimś
czasie zrodził się pomysł, żeby zrobić z nich książkę. I tak, po
wielu latach, powstała ta książka. Składają się na niego trzydzieści
trzy wywiady z pisarzami polskimi i zagranicznymi: m.in. z Ernestem
Bryllem, Wiesławem Myśliwskim, Tadeuszem Chróścielewskim, Leszkiem Żulińskim
Adamem Ziemianinem, Andrzejem Braunem, Tadeuszem Kwiatkowskim-Cugowem,
Markiem Wawrzkiewiczem, Andrzejem K. Waśkiewiczem, Józefem Baranem czy
Aarne Puu, Hatifem Janabim, Wilhelmem Przeczkiem czy Kazimierzem Ivosse.
Kiedy książka ukazała się wszyscy moi rozmówcy żyli. Niestety,
czterech z nich odeszło już na drugą stronę błękitu. Jest to książka
historiozoficzna. Mówi ona nie o samej twórczości pisarzy, ale także o
ich życiu osobistym, o ich spojrzeniu na gospodarkę i kulturę w Polsce,
na życie społeczne w naszym kraju oraz na przemiany, jakie nastąpiły
po 1989 roku. Ponieważ książka cieszyła się dużym powodzeniem,
postanowiłem napisać drugą część. Mam już do niej przygotowanych
kilka rozmów, m.in. z Wojciechem Siemionem - świetnym aktorem, cudownym
człowiekiem, autorem książek o interpretacji poezji wybitnych polskich
poetów. Jest już gotowy wywiad z Ryszardem Daneckim, a w planach mam
jeszcze rozmowy z wieloma innymi poetami, pisarzami i krytykami... A jeśli chodzi o zainteresowanie nią przez pisarzy? Mogę tylko
powiedzieć, że otrzymuję mnóstwo telefonów, a nawet listów z następującą
prośbą: - Co mam zrobić, aby znaleźć się w twojej nowej książce?
To niesłychanie przyjemne... Czytałam opinie mówiące o tym, że w swoich felietonach wykazuje Pan rzadko spotykaną u pisarzy odwagę. Czy zgadza się Pan z takim twierdzeniem? - W każdej twórczości najważniejsza jest prawda, szczególnie w literaturze. Jeśli ktoś tego nie rozumie, nie powinien w ogóle zajmować się tego rodzaju działalnością. A muszę powiedzieć, że znam dziesiątki, jeśli nie setki osób, dla których ważne są tylko: układ, koniunktura, kasa i kiełbasa... Gdybyśmy zajrzeli do ich życiorysów, to nagle okaże się, że przecież nie powinniśmy się wcale dziwić, bo oni zachowywali się tak zawsze. I nie ma tu znaczenia z jakiego obozu politycznego, z jakiej partii, czy z jakiego układu pochodzą. Układ, koniunktura i kasa ma od wieków jeden kolor... A jeśli chodzi o odwagę, o którą pani pyta? To nie jest odwaga, tylko złość, niemożliwość pogodzenia się z tym, że wmawia się nam, że skoro poprzedni system był zbrodniczy i złodziejski (a taki był), to dlaczego obecni „naprawiacze”, strażnicy moralności, jedyni głosiciele prawdy, postępują zupełnie tak samo. Powiedziałbym, że są jeszcze gorsi, bo całą tę swoją ideologią podpierają Matką Boską i Panem Bogiem. To okropne. Nigdy nie należałem do żadnej partii, do żadnego układu, nie kradłem, nikomu nie dawałem łapówek, wszystko, co osiągnąłem w życiu zawdzięczam tylko i wyłącznie sobie, dwadzieścia pięć lat staram się uczciwie pracować, pomagam ludziom, a niektórym nie podoba się to, że należę n.p. do Związku Literatów Polskich, a nie do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Nie uważa pani, że to jakiś absurd?... Uważam, że powinni najpierw spojrzeć na siebie. Na którym miejscu w hierarchii wartości stawia Pan swoją twórczość poetycką? Czy zgadza się Pan z tymi, którzy uważają, że jest Pan przede wszystkim poetą? -
Poezja zawsze była u mnie na pierwszym miejscu, ale muszę pani powiedzieć,
że niechętnie mówię o swojej twórczości. Jej ocenę pozostawiam
czytelnikom oraz krytykom literackim. Mój dobry przyjaciel - Leszek Żuliński
- we wstępie do mojej książki p.t. „Paryż nie jest taki piękny”,
w kilku słowach porusza zawarte w niej zagadnienia i problemy, które
odnoszą się do całokształtu mojego pisania. Zgadzam się z nimi w całości:
„Ta wiedza, którą osiągnął poeta, to świadomość miejsca, jakie
zajmuje człowiek w drodze od natury do kultury, w ucieczce do cywilizacji.
I świadomość ceny, jaką się za to płaci”. Jednak dzisiaj, po wielu latach, sam dostrzegam to, że zaczynam robić
wszystko, tak jak Czesław Miłosz. Broń Boże, proszę mnie dobrze
zrozumieć, nie chcę, żeby mnie porównywano do Miłosza, ale już wiem,
że prędzej czy później, pisarz traktujący literaturę poważnie,
zajmie się różnymi jej dziedzinami... W jednej z Pana recenzji znalazłam bardzo interesujące określenie
sensu życia, wynikające z pewności bycia „tu i teraz”. Wcześniej
pisze Pan - „biegniemy żeby zdążyć na czas, czyli żeby zdążyć
przed czasem”. Na jakim etapie swego biegu jest Pana zdaniem ktoś,
kto dorósł do takiego sposobu myślenia, kto uświadomił sobie, że
tak właśnie odczuwa? -
Myślę, że nikt poważny nie wie, na jakim etapie swojej życiowej drogi
obecnie się znajduje. Może tylko marzyć, a marzenie, to nie konkret. Ja
ciągle marzę o zrównoważonym szybowaniu na obu skrzydłach - rozumu i
emocji. Jednak dzisiaj jest z tym coraz gorzej, ponieważ nie najlepiej
postrzegam współczesny świat i coraz częściej widzę go w szarych
barwach. Bo z czego tu się cieszyć, kiedy na każdym kroku spotykamy śmierć
i zniszczenie, kiedy dookoła nas panuje znieczulica, kiedy nie mamy czasu
na to, żeby poświęcić kilka chwil drugiemu człowiekowi. Wydaje mi się,
że Stwórca nie tak wyobrażał sobie Swoje dzieło. To człowiek
doprowadza do takich sytuacji. Stąd też trudno jest mi pisać o rzeczach
przyjemnych... Pana działalność jest czymś wyjątkowym, jest zaprzeczeniem życia polegającego na mechanicznym wykonywaniu czynności. Jak więc wytłumaczyć następujący fragment przyrównujący nasze życie do robotnicy mrówki? „Wszyscy jesteśmy jak mrówki.
Czy naprawdę „wszyscy jesteśmy jak mrówki”? Chyba nie, bo przecież tytuł wiersza brzmi „Wyruszyć ku gwiazdom”. Mrówki nie mają chyba takich marzeń. A może? - Jedno i drugie wcale nie musi być ze sobą w sprzeczności. Właśnie w tym wierszu piszę, że nie zmierzam wyruszyć ku gwiazdom, i że interesuje mnie człowiek w realnym świecie. W takiej postawie też tkwi polemika z tradycyjnymi pozami liryki. Ale tak naprawdę nie wypieram się tradycyjnej misji poety. Staram się penetrować kosmos istnienia, szukam dla ludzi ocalenia moralnego i losowego, mimo błędów, które popełniają, mimo głupstw, którymi znaczą swoją drogę. Lecz za tym orszakiem ciągnie się raczej cierpienie, a nie grzech. Mam jasną świadomość bytowania ludzi w potopie paradoksów, bezsiły, niespełnień, uprzedmiotowienia. Być może rzeczywiście po prostu „przyjęto nas do wiadomości”, ale rolą poety jest kpić z wyroków losu, budować barykady przeciw nicości. Przecież poeci, którzy tworzyli fundamenty myśli humanistycznej wiedzieli o jednym: nie ma przegranej; człowiek potrafi szyderstwo przeznaczenia zignorować i przeciwstawić mu swój własny świat. Świat wartości, których nie weryfikuje empiria, tylko wola życia i dobra. Ja staram się te prawdy odkrywać... Dziękuję Panu za rozmowę. Luty 2008r. Sierpień 2007 - Wywiad z Martą
Fox |