Malarz niezwykły
Mieszka
w Wolfville w Nowej Szkocji. Jest zagorzałym stronnikiem Partii
Konserwatywnej. Ma 83 lata, ale nosi jeansy, luźne golfy lub podkoszulki i
miękkie buty, co niesłychanie kontrastuje z jego ostrą twarzą mnicha,
wiarą w istnienie absolutnego zła i renomą jednego z najwybitniejszych,
jeśli nie najwybitniejszego współczesnego malarza Kanady. I z nastrojem
jego obrazów - bodajże najdziwniejszych tworów artystycznej wyobraźni,
jakie dekorowały kiedykolwiek ściany galerii i muzeów.
W jego studio - do którego rzadko zaprasza gości spoza Wolfville - znaleźć
można leżące obok siebie dyski z nagraniami Mozarta i k.d. lang -
albertańskiej piosenkarki, której wyobraźnia artystyczna wydaje się
poszukiwać ekspresji na antypodach świata wiejskiej Nowej Szkocji i pełnej
godności i dumy plastyki Colvilleâa.
Alex Colville jest niezwykłą postacią. Bywa, że maluje w najdroższych i
najelegantszych garniturach uszytych na Saville Row, ale przekłada życie w
małym uniwersyteckim miasteczku Nowej Szkocji nad sławę osobistości w
wielkim mieście. A jednocześnie - dumny jest z faktu, że jego obrazy
potrafią osiągnąć wyższe ceny, niż dzieła jakiegokolwiek malarza Kanady -
bywa, że i po 150 tysięcy dolarów za płótno. Colville jest pełnym
pesymizmu intelektualistą, a jednocześnie deklaruje się jako człowiek
wyjątkowo szczęśliwy. Słowem - mistrz paradoksu, jawiącego się także w
każdym jego obrazie. I w ocenach krytyków: jeden z brytyjskich znawców
określił prace Colvilleâa jako punkt zwrotny w sztuce XX wieku, podczas
gdy krytyk torontońskiego dziennika stwierdził, że nie mają one żadnej
konsekwencji dla współczesnej twórczości plastycznej.
Jakie skojarzenie wywołują jego płótna?
Christopher Ondaatje, torontoński
finansista i kolekcjoner sztuki, dzięki którego pomocy Art Galery of Nova
Scotia wzbogaciła się o płótno Colvilleâa zatytułowane „Ocean Limited”
(patrz po prawej - dop. red.
Polonia Life),
jest zdania, że obrazy nowoszkockiego artysty wywołują u każdego widza
uczucie, iż coś strasznego za chwilę się nieuchronnie stanie. Sam Colville
jest tym poniekąd zaskoczony. „Inni widzą w tych obrazach więcej niż ja” -
mówi. I dodaje: „Maluję chwile, w których wszystko jest doskonałe i coś
odsłania się nam”.
Malarska wizja Alexa Colvilleâa powstała na gruncie olbrzymiego zakresu
lektur. Sam artysta przyznaje się do wpływów wyobraźni Josepha Conrada i
Tomasza Manna, filozofów Martina Heideggera i Hanny Arendt - a przede
wszystkim, do wpływu, jaki na jego wyobraźnię miały tragiczne obrazy,
jakie zobaczył na froncie II wojny światowej.
Alex Colville, artysta wyjątkowo zamożny, ubierający się w eleganckie
stroje od najlepszych krawców Europy, jeżdżący luksusowymi samochodami i
zatrzymujący się w najbardziej eleganckich hotelach w czasie swych
licznych podróży po Ameryce i Europie, urodził się w Toronto w rodzinie
stalownika. Miał 9 lat, gdy przywieziono go do Nowej Szkocji. Z młodości
pamięta dwa dokonane wówczas wybory - nie będzie żył jak niewolnik, oraz
zostanie artystą, a nie prawnikiem, politykiem czy oficerem. Ukończył
uniwersytet Mount Allison w Sackville w Nowym Brunszwiku (ale tuż przy
granicy z Nową Szkocją) i w tym samym roku ożenił się z koleżanką z
wydziału Rhodą Wright. Są małżeństwem do dzisiaj.
Wstąpił do armii kanadyjskiej, by zostać artystą wojennym. Malował
lądowanie wojsk alianckich na południu Francji i marsz kanadyjskiej
piechoty przez Holandię do serca Niemiec. Jego 125 prac jest dzisiaj
częścią zbiorów Canadian War Museum. Po wojnie przez 13 lat wykładał
sztukę na swej macierzystej uczelni, by w końcu całkowicie poświęcić się
malarstwu.
Był to czas największej świetności Jacksona Pollocka i abstrakcjonistów, a
Alex Colville - przynajmniej na pierwszy rzut oka - uprawiał malarstwo
realistyczne. „Nigdy nie interesowało mnie zbytnio, co robią inni” - mówi.
I do dzisiaj ta zasada zdaje się kierować jego twórczością.
Uznanie przyszło najpierw z Europy.
Retrospektywa w Art Gallery of Ontario
w 1983 roku nie utrwaliła jeszcze reputacji Colvilleâa w środowisku
kanadyjskich artystów i krytyków. A jednak dzisiaj jego dzieła wiszą w
galeriach publicznych i w prywatnych kolekcjach od Niemiec po Japonię.
Malarz, nawet po odliczeniu 50-procentowego udziału pośrednika, nie może
narzekać na brak pieniędzy. Ani - wreszcie - na brak uznania w kraju.
Wszak otrzymał Order Kanady - najwyższe cywilne odznaczenie kraju. Świat
artystyczny uważa go za odludka, lecz Colville - jak mówi - woli malować
niż rozmawiać o malarstwie.
Gdy jedzie na swoim rowerze przez małe miasteczko Wolfville w Nowej
Szkocji, wygląda jak zwykły emeryt. A jak historia oceni jego wkład w
sztukę Kanady XX wieku? ” Chodzi o to - stwierdza - by robić, co się da. A
czy jest się wielkim, czy nie - któż to wie?
Jacek Kozak