Królowa złotonośnych pól
Ostatnia z czerwonoskórych
Kolonizacja
kontynentu amerykańskiego to wspaniała epopeja odkrywców przemierzających
bezdroża Nowej Ziemi, to imponujące dzieje wysiłku osadników, ale także dzieje
konfrontacji ludzi z Europy z ludźmi z Ameryki. Konfrontacja ta okazała się
fatalna w skutkach dla społeczności indiańskich, chociaż i wśród nich trafiały
się jednostki zdolne do adaptacji do nowych warunków. Jak tragiczne bywały losy
Indian amerykańskich w kontekście Nowego Świata ilustruje historia ostatniej
członkini ludu Beothuków.
Shanawdithit to ostatnia z tych najprawdziwszych czerwonoskórych, ostatnia
przedstawicielka indiańskiego plemienia, które pierwsze i w tak tragiczny sposób
zetknęło się z białymi przybyszami na kontynent amerykański. Pojawia się na
scenie w wieku około 23 lat. Zanim ukończy trzecią dekadę swego krótkiego życia
- padnie ofiarą gruźlicy. Z jej śmiercią na zawsze znikną z powierzchni ziemi
rodzimi mieszkańcy Nowej Fundlandii - Beothukowie.
Bardzo niewiele wiemy dzisiaj o Beothukach - nawet nie ma żadnej pewności, jak
wymawiali oni słowo, jakim się ich dzisiaj określa. Wiadomo tylko, że w ich
języku znaczyło ono po prostu ludzie. Tragedia, jaka stała się udziałem rodaków
Shanawdithit, ma charakter wielowarstwowy. Zginęli wybici do nogi przez białych,
którzy najechali ich kraj, ale także przez swych najzagorzalszych wrogów, a
zarazem najbliższych pobratymców - Indian Micmac. Wyginęli, chociaż byli na
Nowej Fundlandii ludzie, którzy szczerze chcieli Beothukom pomóc - tyle, że nie
wiedzieli, jak się do tego zabrać. Wreszcie - Boethukowie wyginęli poniekąd w
konsekwencji tragicznej pomyłki, która odebrała im szanse współpracy z
organizatorami handlu futrami. I tak nic dzisiaj prawie nie wiemy o Beothukach,
bowiem wyginęli zanim ktokolwiek zdążył naprawdę zainteresować się ich kulturą.
Obraz Shanawdithit, która sama usiłuje przekazać ostatnie wiadomości o swym
ludzie, to obraz jakby żywcem wzięty z greckiej tragedii.
Wszystko wskazuje na to, że Beothukowie mieszkali na Nowej Fundlandii od około
czterech tysięcy lat, gdy po raz pierwszy zetknęli się z białymi ludźmi. Od nich
właśnie ukuto określenie "czerwonoskóry Indianin", bowiem Boethukowie mieli
zwyczaj malować swe ciała (jak również swe namioty i sprzęty domowego użytku)
czerwoną ochrą. Pejoratywne określenie "czerwonoskóry" ukuli ci, którzy zetknęli
się z rodzimymi mieszkańcami Nowej Fundlandii pod koniec XV wieku.
Beothukowie byli ludem prymitywnym, nie znali sztuki wyrobu ceramiki, nie
używali metalu (poza miedzią). Byli jednocześnie ludem nieśmiałym, unikającym
walk i wojen. Ich kulturę cechował szacunek okazywany kobietom i zasada wspólnej
własności dóbr materialnych. Nie mogli zrozumieć, że branie czegoś z zasobów
ludzi białych może być interpretowane jako kradzież.
Pierwszymi prześladowcami Beothuków stali się ich pobratymcy, Micmakowie,
uzbrojeni i zachęceni do zwalczania rodzimych Nowofundlandczyków przez
kolonistów francuskich. Gdy nadszedł XVII wiek, nowofundlandzcy Beothukowie
liczyli już zaledwie kilka tysięcy ludności. W 1612 roku pierwsze stosunki
handlowe z Boethukami nawiązał Brytyjczyk John Guy. Wszystko układało się
doskonale, Guy obiecał wrócić kolejnej wiosny, ale coś go wstrzymało. Do Trinity
Bay na Nowej Fundlandii wpłynął inny statek, którego kapitan wziął powitalne
celebracje kilkuset Beothuków za taniec wojenny. Brytyjczycy użyli artylerii
przeciwko witającym ich Beothukom, a ci - zapamiętawszy masakrę - nigdy już nie
zaufali ponownie białym przybyszom.
Nowa Fundlandia była wówczas nie tyle kolonią, co bazą rybacką. Zabrakło
zwykłych w koloniach brytyjskich rządów prawa i lokalnej władzy. A że szczęścia
na jej łowiskach szukali zwykle ci, którzy gdzie indziej z różnych względów nie
mogli pokazać się, nad istnymi polowaniami na Beothuków nikt nie zapanował.
Przez niemal dwieście lat trwało ludobójstwo. Dopiero w 1769 roku gubernator
powołanej do życia kolonii Nowej Fundlandii John Cartwright podjął próbę
opanowania fali istnych łowów na pozostałe przy życiu resztki Beothuków.
Próbował nawiązać z nimi jakiś kontakt - nie udało mu się jednak spotkać ani
jednego z nielicznych już przedstawicieli plemienia. Gdy jego ludzie pojawiali
się na terenach interioru Nowej Fundlandii, znajdywali tylko opuszczone domy
pierwszych mieszkańców wyspy.
Zmiana w stosunku Brytyjczyków do Beothuków przyszła za późno; bali się już oni
wówczas białych ludzi tak bardzo, że nawet pokojowych kontaktów nie udało się z
nimi nawiązać, chociaż w 1807 roku gubernator wyznaczył nagrodę za doprowadzenie
przedstawiciela plemienia do St. John's. Kilkakrotnie próby niemal wieńczyło
powodzenie. Niemal. Biali nie zdawali sobie sprawy, że w 1819 roku w całej Nowej
Fundlandii żyło już tylko 31 członków wyniszczonego plemienia. W 1825 roku
traper William Cull spotkał i zabrał do St. John's trzy przymierające głodem
kobiety beothuckie. Matka i starsza córka wkrótce zmarły na gruźlicę. Pozostała
Shanawdithit - ładna, zdolna, miła dziewczyna.
Przygarnięta przez rodzinę Peytonów, Shanawdithit, ostatnia żyjąca członkini
plemienia Beothuków stała się w domu burmistrza Twillingate czymś w rodzaju
niepłatnej służącej. Zadziwiała wszystkich swą łagodnością i talentem rysownika,
ale od czasu do czasu wpadała w melancholię i błąkała się po okolicy, jakby
szukając kontaktu z duchami swych pobratymców. W 1828 roku zabrano ją do St.
John's, by nauczyć ją angielskiego i wykorzystać do nawiązania kontaktu z
Beothukami. Nikt nie wiedział, że kontakt ten był już wówczas niemożliwy... z
braku Boethuków.
Shanawdithit zdołała jeszcze opowiedzieć swoje krótkie, ale tragiczne życie
zanim zmarła 6 czerwca 1829 roku. Ostatnią przedstawicielkę rodzimego plemienia
kanadyjskiej Nowej Fundlandii pochowano na cmentarzu w St. John's, ale próżno
szukać dziś jej grobu - został zniszczony w trakcie budowy nowej drogi.