Wielki pechowiec


 

Pierre Gaultier de Varennes, Sieur de La Verendrye był jedną z ciekawszych postaci z grona odkrywców i podróżników na kontynencie amerykańskim. Może dlatego, że był też wyjątkowym pechowcem w tym gronie.
Wielkim marzeniem jego samego i zadaniem, jakie postawił mu król Francji, było odkryć drogę do Morza Zachodniego. Ówczesna ograniczona wiedza geograficzna na temat kontynentu amerykańskiego kazała odkrywcom szukać owego mitycznego morza, jako drogi na Pacyfik i dalej - do legendarnych skarbów Dalekiego Wschodu. Minęły wieki, zanim udowodniono, że Morze Zachodnie to tylko indiańska legenda, nic więc dziwnego, że Pierre de La Verendrye nigdy morza tego nie znalazł.
Na rozkaz króla Ludwika XIV szukał kraju złota i cennych minerałów - bezskutecznie. Miał otworzyć szlak z Nowej Francji do ziem Orientu. Nie udało się. Pierwszy wybitny podróżnik i odkrywca urodzony i wychowany na ziemiach dzisiejszej Kanady miał pecha do końca życia, a i nawet później. Jego imię nie wkroczyło jakoś do legendy odkryć geograficznych tej ziemi, chociaż rozsiane po zachodniej Kanadzie nazwy geograficzne to pozostawione przez niego ślady - przez niego, jego synów, którym zaszczepił pasję odkrywcy i przez jego następców, którym przetarł szlak. Dzieci w kanadyjskich szkołach uczą się nazwisk Jacques Cartier, Louis Hennepin, Alexander Mackenzie. La Verendrye nie porusza romantycznej wyobraźni - chociaż jako pierwszy z przybyszów z Europy lub ich potomków dotarł do podnóża Gór Skalistych, spłynął nurtem wielkiej rzeki Missouri, udał się poza "magiczny" zachodni brzeg jeziora Woods. 
Urodzony i wychowany w Trois Rivieres w Nowej Francji, jako 12-letni chłopak wstąpił do szkoły kadetów marynarki. Uczył się w nowej szkole Academie de Ville-Marie. Wiedza, którą tam zdobył, bardzo mu się później przydała w podróżach odkrywczych. Zaczął jednak od starć z Brytyjczykami pod flagą Nowej Francji. Miał 21 lat, gdy zakochał się w 12-letniej Marie-Anne, ale zanim doszło do ślubu - rozkazy przełożonych zabrały go do Europy. Znowu walczył z Brytyjczykami, tym razem we Flandrii. Ranny i pozostawiony na polu bitwy dostaje się do niewoli, w końcu wraca do Nowej Francji - bez pieniędzy, oszukany przez króla, który dla oszczędności budżetowych odebrał mu stopień oficerski. W końcu może poślubić ukochaną Marie-Anne. Osiada spokojnie w majątku La Verendrye, gdzie w ciągu lat urodzi się sześcioro jego i Marie-Anne dzieci.
Z majątku w Nowej Francji trudno jednak było na początku XVIII wieku wyżyć, nie mówiąc już o wykształceniu dzieci. La Verendrye szuka więc zarobku w handlu futrami. Nie jest łatwo o zgodę gubernatora na takie przedsięwzięcie, ale w 1727 roku 42-letni były oficer dostaje stanowisko komendanta fortu Sainte Anne na samym skraju jeziora Górnego. Tu dzięki informacjom uzyskanym od Indian poznaje strzępki geografii ziem polożonych na zachód. La Verendrye chce zostać odkrywcą w służbie króla Francji - problem w tym, że król nie ma ochoty płacić za takie ekspedycje. W końcu jednak w czerwcu 1731 roku wyrusza na zachód skromna ekspedycja - w jej składzie znaleźli się te¿ trzej nastoletni synowie odkrywcy. 


Po zachodniej stronie jeziora Woods powstaje kolejny francuski fort, nazwany St. Charles, na dzisiejszej wyspie Magnusson Island. Będzie to baza odkrywców przez kolejne sześć lat - baza, której działalność w porozumieniu z Indianami Kri sprawi sporo klopotu handlarzom futer z Kompanii Zatoki Hudsona. Indianie orzekli, że wolą handlować z Francuzami niż z Brytyjczykami. Po pierwsze - bliżej, a po drugie - Brytyjczycy nie mają poczucia humoru i nie cenia sobie długich indiańskich opowieści.
Lata spedzone na eksploracji zachodnich ziem, na stałych próbach wypełniania rozkazów króla, który lekceważy skóry bobrowe, a każe szukać drogi do Orientu, to też lata wypraw wojennych, gdy wiecznie skłócone plemiona indiańskie domagają się zbrojnego wystąpienia francuskich sojuszników u ich boku. A takze - lata wznoszenia kolejnych fortów i wytyczania szlaków. Jedna z ekspedycji dotrze nawet do rozwidlenia rzek, które aż prosi się o ustanowienie kolejnego fortu. Dzisiaj, na miejscu tego fortu wznoszą sę budynki miasta Winnipeg. Inna z ekspedycji podejmowanych z bazy w forcie St. Charles zaprowadzi w końcu La Verendrye do osiedli Indian Mandan - plemienia, o którym krążyły przedziwne wieści wśród Indian kanadyjskich prerii. Niestety, wieści te nie potwierdzily się, Mandanowie nie znali tajemnicy pokładów złota. Narzucona odkrywcy misja nie została wypełniona. 
La Verendrye nie spełnił nadziei pokładanych w nim przez władze Nowej Francji. Nie spisał się jako odkrywca. To co, że zbadał olbrzymie obszary, ustalił kierunki dalszej ekspansji, założył liczne bazy dla tych, którzy poszli później jego śladami? Nowa Francja nie potrafiła docenić handlu bobrowymi futrami i dokonań człowieka, który otworzył jej wrota do tego przedsięwzięcia. Gdy latem 1740 roku La Verendrye wrócił do Montrealu, stwierdził jedynie, że pod jego nieobecność zmarła jego ukochana żona. Podróżnik i odkrywca tonął w długach. Władze nie patrzyły na tego "nieudacznika" zbyt łaskawie. Miał 55 lat, całkowicie siwe włosy i niewiele powodów do radości. 
W ostatnią wielką podróż odkrywczą wysyła swoich zaprawionych w eksploracji synów. W miejscu, gdzie dotarli najdalej na zachód, pozostawił ołowianą tablicę z nazwiskiem Pierre de La Verendrye. Szkolne dzieci z Południowej Dakoty odkryją ją dopiero w 1913 roku.