Jacek Kozak
Bitwa, która
przyniosła pokój
Gdyby
nie wydarzenia sprzed niemal 200 lat w miejscu, które dzisiaj jest częścią
turystycznej atrakcji Niagara Falls, nie byłoby kłopotów z zakupami po
amerykańskiej stronie granicy, z Układem o Wolnym Handlu między USA a
Kanadą, z inwazją amerykańskiej kultury na grunt kanadyjski, z
systematycznym poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie "Kto to właściwie jest
- Kanadyjczyk?", a może nawet z separatyzmem quebeckim. Śmierć 255 ludzi w
bitwie o Lundy's Lane w lipcu 1814 roku określiła w znacznym stopniu
polityczną przyszłość drugiego pod względem obszaru terytorium kraju na
świecie.
"Nowym" Kanadyjczykom, którzy jeszcze nie tak dawno uczyli się historii
różnych wojen prowadzonych niemal bez przerwy na kontynencie europejskim,
należy tu przypomnieć w skrócie dzieje jedynej wojny między dwoma
państwami zajmującymi dzisiaj teren kontynentu północno-amerykańskiego. W
czerwcu 1812 roku młoda republika Stanów Zjednoczonych, która niecałe
ćwierćwiecze wcześniej uwolniła się spod panowania brytyjskiej korony,
postanowiła wypróbować swą siłę i wbrew ustaleniom traktatu paryskiego,
kończącego wojnę o niepodległość amerykańskich kolonii w Ameryce,
wypowiedziała wojnę brytyjskiemu imperium atakując terytoria Brytyjskiej
Ameryki Północnej - czyli dzisiejszą Kanadę. Była to typowa wojna
polityków, na którą nie miało specjalnej ochoty społeczeństwo nowej
republiki i której cele niewiele miały wspólnego z aktualnymi żywotnymi
interesami obu krajów. Przez dwa lata walki toczyły się niemrawo - bowiem
Anglia, tocząca właśnie w Europie wojnę rzeczywiście na śmierć i życie z
Napoleonem, nie miała czasu i środków, by w decydujący sposób zająć się
konfliktem. Stany Zjednoczone natomiast nieco przeliczyły się w swych
militarnych możliwościach, a waszyngtońskie "jastrzębie" przeliczyły się
co do siły przekonywania swej wojennej propagandy. Niemniej, wojna toczyła
się w większości od jednego drobnego amerykańskiego zwycięstwa do
drugiego. Broniące przyszłej Kanady wojska brytyjskie prowadziły kampanię
defensywną, od czasu do czasu notując powodzenie tej strategii, częściej
jednak dążąc jedynie do ograniczenia strat.
Latem 1814 roku, po abdykacji Napoleona i odesłaniu "cesarza Francuzów" na
Elbę, nadeszła pora zająć się niesfornymi Amerykanami. Zanim sztab
obrońców Brytyjskiej Ameryki Północnej zdołał przestawić się na nowy
sposób taktycznego myślenia i zorganizować decydującą akcję, na
pierwszoplanowym obszarze walk, a więc w rejonie granicznej rzeki Niagara,
trwały szachowe kombinacje dowódców oddziałów obu stron. A to jeden fort
zaatakowali i zajęli Amerykanie, a to Brytyjczycy odzyskali umocnienia,
gdy dowódca amerykańskiego oddziału, przestraszony odległością od głównych
sił swej armii, opuszczał placówkę bez walki. Trwał nieustający balet
roszad, marszy rokadowych, manewrów i kontrmanewrów. Czasem dochodziło do
większych lub mniejszych starć, ale żadna decydująca akcja nie
rozstrzygała konfrontacji.
Teoria wojenna określa termin "bitwa" jako wydarzenia, które wynikają z
sytuacji, w której jednocześnie oddziały dwóch wojujących stron podejmują
próbę wykonania postawionych im zadań na tym samym terytorium, lub gdy
trasy dojścia oddziałów do rejonów działania krzyżują się w terenie. W tym
sensie bitwa o Lundy's Lane była klasycznym przykładem bitwy XIX-wiecznych
armii. Trzeba obszernej rozprawy, by wyjaśnić kto, gdzie, kiedy, dlaczego
i jakie miał zadania do wykonania w ów krwawy dzień 25 lipca 1814 roku w
pobliżu osady Niagara Falls w Górnej Kanadzie. Jakby na ironię, los
sprawił, że częścią oddziałów brytyjskich dowodził pułkownik Scott, a
jednym z oddziałów amerykańskich - generał Scott, co tylko dalej potęguje
zamieszanie w próbie wyjaśnienia kto, co, gdzie i kiedy usiłował osiągnąć.
Bitwa o Lundy's Lane była bowiem jednym wielkim kotłem mniej lub bardziej
przypadkowych akcji i kontrakcji, a rozsupłanie węzła utrudniał fakt, że
większa jej część przebiegała w wieczornych i nocnych ciemnościach.
Żołnierze walczyli z przeciwnikiem często znajdującym się ledwo na
wyciągnięcie ręki, oddziały błądziły w ciemnościach, orientując się według
rozbłysków wystrzałów artyleryjskich, atakowano opuszczone przez
przeciwnika pozycje. Żadną miarą nie da się tej bitwy porównać do
starannie zaplanowanych, chirurgicznych w swej precyzji działań
współczesnych wojsk.
I może dlatego była to najbardziej krwawa z bitew wojny 1812 roku,
podsumowana liczbą 1735 ofiar po obu walczących stronach. Co bardziej
ironiczne - do dzisiaj rezultat tej bitwy, odpowiedź na pytanie, kto w
niej zwyciężył, zależy od tego, kto owej odpowiedzi udziela. Amerykanie
wycofali się i przerwali zamierzoną akcję, ale obrońcy Górnej Kanady nie
zdołali wykorzystać sytuacji i zadać przeciwnikowi decydujących strat. W
sensie militarnym bitwa pozostała nierozstrzygnięta. Rozstrzygnęła
natomiast wojnę w sensie politycznym. W nadchodzących miesiącach
Amerykanie mieli odnieść spektakularne zwycięstwo w morskiej (a raczej -
jeziorowej) bitwie pod Plattsburgiem, Brytyjczycy natomiast, jako jedyni w
dziejach, z powodzeniem zaatakowali stolicę USA, Waszyngton i spalili
rezydencję amerykańskiego prezydenta oraz kilka innych budynków
publicznych w sercu młodej republiki. Ludność obu stron miała dość
dalszych walk służących jedynie ambicjom amerykańskich polityków. W
wigilijny wieczór 1814 roku w belgijskim miasteczku Ghent podpisano pokój.
Przez następne półwiecze próbowali jeszcze rozniecić ogień walk irlandzcy
nacjonaliści, organizując bandyckie napady na terytorium Kanady, ale
śmierć 255 ludzi pod Lundy's Lane była właściwie ostatnią ofiarą
poniesioną w obronie status quo. Na niemal dwa wieki, jak dotąd, zapanował
pokój na najdłuższej nie umocnionej granicy państwowej, a dzisiaj na
terenie bitwy o Lundy's Lane kłębią się jedynie tłumy nieświadomych
historii tej ziemi turystów, przybyłych obejrzeć cud natury, wodospad
Niagara. I zrobić zakupy "po drugiej stronie".
|