Jacek Kozak  

Mały klejnot

Oto miasteczko, na którym od czerwca do października koncentruje sie uwaga wszystkich miłosników teatru w Ameryce Północnej - Stratford, jeden z tak zwanych małych klejnotów prowincji Ontario.
Kto uwaznie spojrzy na mape najludniejszej angielskojêzycznej prowincji Kanady, ten ze zdziwieniem stwierdzi, ze sieć dróg w Ontario zbiega siê, jak promienie, nie w stolicy i najwiekszym mieście prowincji, Toronto, lecz w niewielkim London. Gdy w pierwszych latach XIX wieku zasiedlano Ontario, tutaj miala być stolica Górnej Kanady, a kto wie - może i całego kraju. Los zadecydowal inaczej, lecz budowane promieniście z London drogi zostały - ulepszane, rozbudowywane do dzisiejszej postaci doskonalych autostrad, lecz zawsze już biegnące wytyczonymi przed niemal 200 laty szlakami. Jedna z tych dróg, zwana dzisiaj po prostu autostradą numer 8, to dawny Szlak Huronów, nadludzkim niemal wysilkiem zbudowana droga, wzdłuż której postępowało osadnictwo w pierwszych latach XIX wieku. Drogę budowano w niezwykle trudnym, bagnistym terenie, a relacje z tamtych czasów mówią, że na każdą godzinę spędzoną przy budowie drogi, dwie trzeba było spędzić na leczeniu budowniczych.
Po tak intensywnej pracy trzeba bylo gdzieś odpocząć, więc na jednej z najbardziej malowniczych olbrzymich łąk, w zakolu skrzącego się czystą wodą potoku, nieznany już dzisiaj nikomu osadnik wybudowal - zamiast farmy - zajazd. Widać byl człowiekiem zainteresowanym kulturą, bowiem nazwał swój lokal "karczmą pod Szekspirem". Dalej już poszło jak z płatka - potok ochrzczono Avon, od nazwy rzeki, na której brzegach wychował się angielski dramaturg, a wyrosłe wokół zajazdu miasteczko - Stratford, od nazwy rodzinnej miejscowości Szekspira. Tymczasem, na tym podobieństwo między angielskim a kanadyjskim Stratfordem kończyło się. Aleje i ulice nowego miasteczka nazwano imionami bohaterów sztuk Szekspira, niemal każdy sklep czy bar ma chociaż w nazwie coś wspólnego z bardem angielskiego teatru XVI i XVII wieku, ale teatru w kanadyjskim Stratfordzie nie bylo. Przed mieszkańcami miasta i regionu stały wówczas inne, pilniejsze problemy.
Dopiero po II wojnie światowej Tom Patterson, stratfordzki dziennikarz, rozpoczął kampanię na rzecz przywrócenia Szekspira, jego sztuk i w ogóle teatru małemu ontaryjskiemu miasteczku. Przez kilka lat jego wysiłki nie dawały specjalnych efektów, ale wreszcie 13-go lipca 1953 roku na scenie wzniesionej w namiocie rozbitym nad brzegiem rzeki Avon stanął jeden z najwybitniejszych aktorów szekspirowskich wszechczasów, Alec Guinness, by zagrać rolę króla Ryszarda III.
Dzisiaj, szekspirowski festiwal teatralny w Stratford, w prowincji Ontario, to jedna z największych imprez kulturalnych całego kontynentu Ameryki Północnej. Przedstawienia oczywiście nie odbywają się już w namiocie na nadrzecznej łące, lecz w pięknym teatrze festiwalowym (wzniesionym jednak na owej łące nad potokiem i przypominającym swą architekturą ów legendarny już dziś namiot). A do Stratfordu latem, od lipca do października, zjeżdża co roku ni mniej ni więcej tylko ponad pół miliona widzów z całego swiata. Całkiem nieźle, jak na dwudziestotysięczne miasteczko.
Specjaliści i krytycy niezwykle wysoko oceniają artystyczną jakość prezentacji scenicznych Stratfordzkiego festiwalu. Niemal każda obszerna recenzja zawiera stwierdzenie, że jedynie angielski Stratford, ze swoja Królewska Kompanią Szekspirowską, może konkurować ze Stratfordem w prowincji Ontario. Pozostawmy jednak zagadnienia teatralne recenzentom, a sami udajmy się na spacer po miasteczku, które przypadkowo wybranej nazwie zawdzięcza swą karierę. To miasto-park. Na łące, od której wszystko się zaczęło, stoi olbrzymi, nowoczesny kompleks teatralny, ale i tak Stratford urzeka swym cichym, spokojnym urokiem. To chyba najbardziej zielone i zadrzewione ze znanych mi miast. Niemal każda ulica jest aleją ciągnącą się pod koronami przepysznych starych drzew, a całość wydaje się być osadą wciśniętą w las tak, by jak najmniej z niego zniszczyć, jak najmniej wykarczować pod budowę domów i ulic. Czy tak naprawdę było - nie wiem, ale takie wrazenie pozostaje, gdy betonową autostradą opuszczamy Stratford nad Avonem w prowincji Ontario - całkiem zasłużenie określany potocznie jako jeden z małych klejnotów tej olbrzymiej prowincji.
Niewielka w gruncie rzeczy odległość Stratfordu od Toronto umożliwia teatromanom metropolii zorganizowanie naprawdę ciekawego wypadu. Dwugodzinna jazda samochodem do Stratfordu, krótki spacer po tym malowniczym miasteczku, obiad w jednej z licznych, naprawdę doskonałych restauracji i wieczór w teatrze, w którym występuje kwiat aktorów kanadyjskich i światowych scen. Zaręczam - niezapomniane przeżycie.