Jacek Kozak
Metropolia
polarnych niedźwiedzi
Tysiąc pięćset kilometrów na północ od
stolicy prowincji, Winnipeg, kończy się szlak kolejowy.
Tory Canadian National docierają do
brzegów Zatoki Hudsona w mieście Churchill. Pociąg, po dwudniowej podróży z Winnipeg, pokonuje ostatni odcinek z prędkością 25
kilometrów na godzinę, a i tak wagonami trzęsie niemiłosiernie. Niwelacja
terenu pod torowiska to w tym klimacie wiecznej zmarzliny zadanie trudne,
a zresztą - nie należy się zbytnio spieszyć. Trzeba dać szansę polarnym
misiom, by zeszły z torów.
Churchill to - architektonicznie - przedziwne miasto. Hotel w stylu
właściwym dynastii Tudorów (oczywiście - późniejsza imitacja) sąsiaduje z
pawilonem handlowym jakby żywcem wyjętym z filmu o pionierskich czasach na
dalekiej kanadyjskiej Północy. Nowoczesne arktyczne pawilony z aluminium i
bloki mieszkaniowe, przypominające architekturą Kalifornię. Stacja
kolejowa w dawnym stylu - obszerna, nie licząca się z zajmowaną
powierzchnią. A obok - dwupiętrowe drewniane indiańskie tipi. I
dziesiątki, a może setki prefabrykowanych domów mieszkalnych, podobnych do
siebie jak pudełka w sklepie obuwniczym. A wokół - niezmierzona pustka.
Churchill leży na północnej granicy zadrzewienia. Część stałych
mieszkańców miasta źle znosi wizyty na południu. "Wszędzie tyle tłoczących
się wokół ciebie drzew."
Historia Churchill to właściwie historia Kompanii Zatoki Hudsona, która w
1685 roku tutaj założyła jedną z głównych swych faktorii. I chociaż
dzisiaj Hudson's Bay Company to już nie to handlowe imperium co niegdyś,
nadal nad największym sklepem Churchill powiewa flaga Kompanii, nadal
przedstawiciel Hudson's Bay Co. skupuje tu futra polarnych lisów, które
potem dekorują co bardziej eleganckie sklepy futrzarskie Toronto,
Montrealu, Nowego Jorku czy Paryża. I nadal w sklepie Hudson's Bay Co. w
Churchill można kupić niemal wszystko, co jest człowiekowi potrzebne do
życia na Północy, a także - stosunkowo świeże pomarańcze, banany, ananasy
czy kokosy. Może i dlatego, że dzisiaj Hudson's Bay Co. to nie tylko
handel na Dalekiej Północy, ale i wielkie przedsiębiorstwo handlowe w
całej Kanadzie, jak również firma intensywnie zajmująca się eksploracją
złóż mineralnych, ropy, gazu ziemnego i handlem nieruchomościami. A
znaczna część sprzedawanych w sklepach Hudson's Bay Co. futer pochodzi ze
Stanów Zjednoczonych.
Dla przybysza z południa Churchill żyje właściwie tylko dwa miesiące w
roku - w lipcu i w sierpniu. To okres północnego lata, jedyny czas, kiedy
nie notuje się (zwykle) opadów śniegu, gdy można liczyć na to, że
temperatura wzrośnie powyżej zera. Z błękitnych wód olbrzymiej Zatoki
Hudsona znika wówczas kra, a do portu zbożowego Churchill zawijają statki
z północnej Europy. Przez Churchill nadal płynie na Stary Kontynent sporo
zbożowego sypkiego złota z farm Manitoby, a na ulicach miasta pojawiają
się marynarze z zakotwiczonych w Churchill statków. Rozbrzmiewa wówczas w
Churchill język polski czy rosyjski i miasto nabiera kosmopolityzmu. Na
kilka tygodni - potem wraca zima, porywisty wiatr gwiżdże nad tundrą i
zamarzniętą zatoką, a Churchill zamyka się w sobie, jakby w oczekiwaniu na
kolejne lato. Nie ma rady - w zimowy dzień, przy silnym wietrze, nie
okryte ciało człowieka zamarza w 30 sekund.
Rejon Churchill to zarazem miejsce, gdzie najłatwiej spotkać polarnego
misia. A raczej - całe ich setki.
Cape Churchill to jedno z największych
na świecie skupisk tych zwierząt. Zoologowie obserwują polarne misie i
śledzą trasy ich wędrówek - także w trosce o ludzi, bowiem poszukujący na
wysypiskach śmieci czegoś do zjedzenia polarny niedźwiedź to jedno z
najgroźniejszych stworzeń.
W swych bezkrwawych łowach na niedźwiedzie polarne na Cape Churchill
zoologowie posługują się helikopterami. Z małego helikoptera pracownik
kanadyjskiej służby zoologicznej strzela do niedźwiedzi nabojem
usypiającym. Mniejsze samice z reguły natychmiast układają się do snu;
większe samce niekiedy potrafią jeszcze poruszać groźnie łapami gdy
helikopter wyląduje obok. Uśpionym niedźwiedziom zakłada się obroże z
nadajnikami radiowymi pozwalające śledzić trasy wędrówek i oznacza się je
tatuażami dla identyfikacji.
Bywa jednak często, że zoolog stwierdzi, iż słodko śpiący na lodzie
niedźwiedź nosi ślady jakiejś bójki i ma na przykład naderwane ucho lub
poranioną łapę. Pacjent otrzymuje wówczas zastrzyk penicyliny. Jednym z
zadań zoologa jest też zmierzenie wzrostu uśpionego niedźwiedzia. Trzeba
niemal półtonowe zwierzę przewrócić na wznak, co oczywiście nie jest
zadaniem prostym. Podobno uczucie, jakiego doznaje człowiek leżąc na
niedźwiedziej skórze, ale z misiem ciągle jeszcze w niej obecnym, jest
niepowtarzalne. Dobrze, że środek nasenny wstrzykiwany zwierzętom działa
długo i misie spokojnie nadal śpią na lodzie, kiedy ekipa zoologów po
zakończeniu pracy odlatuje z powrotem do domu w Churchill.
Miasto przeżywało swój okres najbardziej dynamicznego rozkwitu w latach II
wojny światowej, gdy Amerykanie wybudowali tu bazę wojskową. Churchill
liczyło wówczas niemal 6 tysięcy mieszkańców. Po wojnie liczba stałych
mieszkańców spadła do około półtora tysiąca i nic nie wskazuje na ponowny
wzrost liczebności populacji tej metropolii polarnych niedźwiedzi. Jest tu
jedna z niewielu na północy prowincji szkół, jest muzeum sztuki inuickiej
(jeszcze sprzed okresu komercjalizacji tych rzeźb), jest kościół i są
elewatory zbożowe. I niewiele więcej.
W pobliżu zaś można odwiedzić ruiny Fort Prince of Wales - groźnej,
potężnej budowli wojskowej, która miała strzec brytyjskich interesów w tym
regionie przed interwencją Francuzów. Budowę fortu rozpoczęto w 1731 roku
i trwała ona niemal 40 lat. Fort Prince of Wales zaatakowano tylko raz, a
i wówczas jego załoga poddała się bez jednego wystrzału. Odwiedziny w tym
szacownym acz paradoksalnym nieco zabytku z dziejów Kanady należy
starannie zaplanować - albo w środku zimy, albo w środku lata. W
pozostałych okresach nie ma jak się tam dostać - ani wodnopłatowiec ani
statek nie zaryzykuje podróży przez gęsto pokryte topniejącą krą wody
zatoki. A normalnej drogi - nie ma. Tak jak nie ma normalnej drogi, która
łączyłaby Churchill z ludzkimi osiedlami na południu prowincji Manitoba.
Nawet samochody, krążące po ulicach Churchill, przywieziono tu na lorach
kolejowych Canadian National.
|