|
Tutaj miała
być stolica Kanady. A przynajmniej - tak wydawało się mieszkańcom
Kingston, dopóki nie dotarła do nich wiadomość, że królowa
Wiktoria zadecydowała inaczej i na stolicę utworzonego w 1857 roku
Dominium Kanady wybrała niepozorną Ottawę. Dość powszechnie
Kanadyjczycy kpią sobie do dzisiaj z mieszkańców Kingston,
twierdząc, że nie pogodzili się oni nadal z owym niefortunnym |
pomysłem ukochanej zresztą królowej i pełni
nadziei nadal czekają wieści, iż królowa zrozumiała swój błąd i
zmieniła decyzję.
Poniekąd trudno się mieszkańcom Kingston dziwić. Toż przecież ich
miasto to jeden z najbardziej uroczych zakątków w tym tak pełnym pięknych
miejsc kraju. Kingston leży bowiem w miejscu, gdzie z jeziora Ontario,
pierwszego od strony kanadyjskiej z pięciu Wielkich Jezior kontynentu, wypływa
w dalszą drogę do Atlantyku potężna rzeka świętego Wawrzyńca, główna
arteria transportu wodnego wschodniej Kanady. Tutaj natura, jakby nie w pełni
zadowolona z uroków jeziora i rzeki, rozsiała przy ujściu tysiące
mniejszych i większych wysepek, zwanych łącznie regionem Tysiąca Wysp.
Niektóre z nich są tak maleńkie, że ledwo wystarczy na nich miejsca, by
postawić dom i szopę na motorówkę, oraz posadzić kilka drzewek. Inne,
większe, goszczą całe ośrodki wypoczynkowe. Jeszcze inne odwiedzane są
tylko od czasu do czasu przez turystów z namiotami. A wszystkie razem,
przytulone do brzegów jeziora i do siebie nawzajem, tworzą
nieprawdopodobnie zawiły labirynt kanałów, zatoczek i fragmentów
otwartej, ale spokojnej wody. Jeśli jest gdzieś na świecie miejsce zasługujące
na miano raju dla żeglarzy i wodniaków, to chyba tutaj.
Spoglądające
na region Tysiąca Wysp miasto Kingston należy do najstarszych
europejskich osad na terenie wschodniej Kanady. Powstało, jako
osada forteczna, niemal równocześnie z francuskimi metropoliami
Montreal i Quebec na rzece św. Wawrzyńca, w połowie siedemnastego
wieku, |
|
gdy o przyszłość Kanady toczyły się
jeszcze wielostronne wojny miedzy Anglikami, Francuzami, Stanami
Zjednoczonymi i... poszczególnymi plemionami oryginalnych mieszkańców
tych ziem, Indian. Tutaj do dzisiaj ukazuje się najstarsza gazeta wydawana
nieprzerwanie w Kanadzie, Kingston Whig Standard, uważana zresztą
powszechnie za jeden z lepszych dzienników kraju - chociaż wskutek decyzji
królowej, pozostała ona tylko lokalną gazetą mieszkańców regionu.
Tutaj działa jedna ze starszych wyższych uczelni kontynentu, uniwersytet
Queen's. Tutaj wreszcie w 1843 roku, spodziewając się podniesienia miasta
do roli stolicy, wybudowali jego mieszkańcy wielkim kosztem wspaniały
gmach ratusza. Pospieszyli się i gmach szybko okazał się za duży dla
potrzeb miasta, wiec otwarto w nim między innymi warsztaty rzemieślnicze i
saloon. Ale to całkiem inna historia, a gmach pozostał jako szacowny
zabytek architektoniczny do dnia dzisiejszego.
Stad wreszcie wywodził się, tu mieszkał i tu jest pochowany Sir John
Macdonald, pierwszy premier rządu Kanady i jeden z twórców Aktu
Konfederacji.
A jednak Kingston nie zostało stolicą Kanady, a nawet - nie zostało
stolicą prowincji Ontario i dzisiaj musi zadowolić się rangą zwykłego
miasta prowincjonalnego. Czyż można się dziwić, że niektórym jego
mieszkańcom przychodzi to, podobno, z trudem?
Ale nie wszystkim. W słoneczny letni dzień młodzież wypełniająca ulice
miasta nie wygląda na zbyt zmartwioną prowincjonalną rangą dzisiejszego
Kingston. Studiują tu na wspomnianym już uniwersytecie
Queen's, cieszącym się bardzo dobrą reputacją. Mniejsza to uczelnia od
czterech uniwersytetów Montrealu czy olbrzymiego i najsłynniejszego w
Kanadzie Uniwersytetu Torontońskiego, gdzie naukowcy prowadzą prace
badawcze o światowym znaczeniu naukowym, ale za to tu, w Kingston,
akademiccy nauczyciele mają więcej czasu i sił, by staranniej dbać o
wykształcenie swoich podopiecznych. Kanadyjskie wyższe uczelnie dobierają
sobie studentów, spośród kandydatów zgłaszających się na studia,
poprzez proces eliminacji przypominający w założeniach konkurs matur. I
jak się okazuje, studentem Queen's zostać jest wcale nie łatwiej niż
studentem słynnego montrealskiego uniwersytetu McGill czy torontońskiego
technicznego Uniwersytetu Ryerson. Kandydatom zainteresowanym studiami
humanistycznymi wielu nauczycieli szkolnych doradza wybór właśnie
uniwersytetu w Kingston. I chyba słusznie. Miasto cała swoją atmosferą
sprzyja studiom, a uniwersytet jest dzisiaj jego chlubą i najważniejszą
instytucją.
Jeśli nie liczyć "świątyni hokeja na lodzie". Północnoamerykańska
tradycja sportowa każe tworzyć dla każdej dyscypliny sportu jedno główne
muzeum, zbierające wszelkie możliwe pamiątki związane z wybraną
dyscypliną i z postaciami najsławniejszych sportowców ją uprawiających.
Wybór do "Sali sławy", jak muzea te są nazywane, jest w
karierze zawodnika zaszczytem najwyższym i - trzeba przyznać - nie za często
nadawanym. "Sala sławy" hokeja na lodzie mieści się właśnie w
Kingston. Dlaczego tu, w mieście, które specjalnie tradycji hokejowych nie
miało i nie ma? - nie wiem; nie udało mi się tego dotychczas stwierdzić.
Ale może jeszcze kiedyś wrócę do tego tematu, bowiem urocze miasto
Kingston, chociaż nie stolica, przyciąga turystów z przemożną siłą i
kto raz je odwiedzili, ten - jak twierdzą mieszkańcy - musi tu jeszcze wrócić.
Jacek Kozak
|