|
Najnowsza
gorączka złota w Kanadzie miała miejsce zaledwie kilkanaście lat
temu. Tym razem jednak poszukiwacze kruszcu nie musieli przedzierać
się przez bezludną dzicz Jukonu czy Brytyjskiej Kolumbii. Pokłady
złota, nie zauważone przez całe pokolenia poszukiwaczy, spoczywały
czekając na swych odkrywców w pobliżu osady Hemlo nad północnym
brzegiem jeziora Górnego w prowincji Ontario, zaledwie o dzień
drogi samochodem od stolicy prowincji, Toronto.
Nic jednak dziwnego, że złote pokłady w Hemlo uszły tak długo
ludzkiej uwadze. To nietypowe złoto,
osadzone w skale nie przez spływającą wodę, jak w Jukonie, czy
przez stygnącą lawę wulkaniczną, jak na polach Cariboo w
Brytyjskiej Kolumbii. Nikt tu gołym okiem złota w złotonośnej
skale nie wypatrzy. Dopiero analiza chemiczna wykazuje jego obecność
w skamieniałym wulkanicznym popiele.
Dlatego też "gorączka złota" w Hemlo miała zupełnie
inny przebieg, a największe podniecenie budziła nie w środowiskach
górników i poszukiwaczy, lecz na vancouverskiej giełdzie, gdzie w
szalonym tempie rosła wartość akcji spółki Noranda, jednego z
trzech przedsiębiorstw, które uzyskały zezwolenie na eksploatacje
złoża. |
I dlatego złotonośne pola Hemlo, na których
jeszcze do niedawna pasły się łosie, to dzisiaj niewielki kompleks budynków
kopalnianych w niemal nienaruszonej scenerii środowiska naturalnego.
Nie ma w Hemlo typowego miasteczka górniczego, złożonego z na prędce
wzniesionych szałasów z bali. Nieliczni pracownicy kopalni Noranda, Lac
Minerals i Teck-Corona mieszkają na co dzień w trzech sąsiednich
miasteczkach - Marathon, White River i Manitouwadge. A na terenie samej
kopalni pracują oni jak w najbardziej nowoczesnej fabryce w Toronto. Proces
wydobywania rudy z podziemnych pokładów nadzoruje - siedząc w
zautomatyzowanej sterowni - zaledwie dwóch operatorów.
Dla Marathonu, głównej osady górniczej pól Hemlo, większe znaczenie ma
obecność przemysłowych firm towarzyszących i dostawczych dla kopalni, niż
samych górników i kierownictwa zakładów wydobywczych. Władze tego
niegdyś polegającego na przemyśle tartacznym miasteczka dzisiaj starannie
rozpatrują wnioski o uruchomienie drobnych przedsiębiorstw na terenie
miasta, zwracając baczna uwagę na przyszłość Marathonu, gdy złoża
Hemlo już się wyczerpią. Nikt nie chce bowiem wrócić do zależności od
tartaku.
Złoto w Hemlo nie wyczerpie się jednak tak szybko. Ruda pokładów nie
zawiera może zbyt wielkiej ilości złota w każdej tonie, lecz wydobycie
jej jest opłacalne właśnie ze względu na rozmiary złoża. Skrawek ziemi
o rozmiarach niewielkiego (jak na Kanadę) gospodarstwa kryje w sobie pokłady
rudy, które trzy kopalnie eksploatować będą przez co najmniej 40 najbliższych
lat. Jeszcze kilka lat temu kopalnia Noranda, w stadium rozruchu, wydobywała
dziennie zaledwie tysiąc ton kamienia. Dzisiaj wydobywa się już około 3
tysięcy ton każdego dnia. To ładunek równy wadze dwóch tysięcy
samochodów osobowych. A z każdego takiego "samochodu" rudy
proces chemicznej ekstrakcji pozwala uzyskać około 750 uncji złota, czyli
mniej więcej tyle, ile waży mała złota zapalniczka.
Początkowo, ekstrakcja jednej uncji kosztowała około 275 dolarów. A cena
kruszcu na rynkach złota wynosiła 300 dolarów. Dzisiaj jednak, po dojściu
kopalni do pełnej mocy przerobowej, koszt wydobycia uncji spadł do 150
dolarów, a wzrost światowych cen złota spowodował, że dochód z działalności
kopalni kształtuje się mniej więcej na poziomie 200 tysięcy dolarów
dziennie. I tak będzie przez 35, a może i 40 lat.
Trzysta milionów dolarów wydane na budowę kopalni zwróci się w czasie
pięciu lat. Potem - wydobyte złoto stanowić będzie czysty dochód. A w
sumie w okresie około 40 lat eksploatacji złóż już znalezionej rudy
trzy kopalnie w Hemlo wydobędą złoto o łącznej wartości (po
dzisiejszych cenach) około 10 miliardów dolarów. To zakładając, że całkowita
pojemność złoża już dzisiaj została określona i ograniczona. Bo jeśli
jest rudy więcej...
Już dzisiaj port Marathon nad brzegiem jeziora Górnego wzrósł z trzytysięcznej
osady tartacznej do rozmiarów dziesięciotysięcznego miasta, w którym
tartak ze swymi dymiącymi kominami jest już tylko niechętnie wspominanym
zabytkiem. Trzeba będzie coś z nim zrobić, bo odstrasza turystów,
przybijających jachtami do nowoczesnej mariny w poszukiwaniu świeżego
powietrza.
Złoto z pól Hemlo wzbogaci nie tylko indywidualnych poszukiwaczy, ale i -
pośrednio - społeczność okolicznych miasteczek. A także - nienasycony
jak zwykle skarb rządu Kanady, który jakoś dziwnym trafem na poprzednich
gorączkach złota w Kanadzie niewiele zarobił.
Jacek Kozak
|