29 luty, 2004

Huzia na Pregiela!

Nawet w odległej Ameryce, dzięki polskiej telewizji satelitarnej (TVN24) sprawa "korupcji" Ryszarda Pregiela, Dyrektora Gabinetu Politycznego Vice Premiera Pola stała się wśród miejscowej Polonii sensacja ostatnich kilku dni.

Od zarania tej kampanii intensywność krytyki Prof. dr. Ryszarda Pregiela wzbudzała me podejrzenia, że być może jest on pionkiem w większej politycznej rozgrywce o władzę albo celem jej jest zaspokojenie instynktów ludzkiej zawiści w stosunku do tych niewielu którym coś się w Polsce udało i wyrośli poza przeciętną. Osobiście, jako były "uciekinier" i azylant z PRL-u   nie mam żadnych sympatii w stosunku do rządzącej ekipy, która wywodzi się z dawnego PZPR, niemniej mierzą mnie nieetyczne manipulacje mediami które winny stać na straży prawdy.

Przyjrzałem się wiec bliżej zarzutom wobec Ryszarda Pregiela, opublikowanym w Rzeczpospolitej przez Bertolda Kittela i Krzysztofa Gottesmana.

Jednym z podstawowych zarzutów jest fakt, że jakoby Ryszard Pregiel w dalszym ciągu kontroluje firmę "Sotel" gdyż tylko "pozornie" sprzedał firmę Sotel, obejmując urząd w gabinecie vice Premiera Pola, innej firmie o nazwie  "Investel", w której ma podobno udział 10%.Tenże "Investel" ma zgodnie z artykułem Bertolda Kittela, 28,1% udziałów w firmie "Sotel", w której kiedyś Pregiel był prezesem i założycielem.

Prosty rachunek mnożąc 28,1% przez 10% wskazuje że interesy Pregiela w stosunku do "Sotela" są jedynie 2,81%, czyli minimalne i zupełnie zgodne z ustawa antykorupcyjną dla urzędnika państwowego.

W każdym państwie kierującym się prawami wolnego rynku udział 10% w jakim przedsiębiorstwie nie nazywa się "kontrolującym" tylko "mniejszościowym". Udziałowiec który kontroluje 10% akcji nie ma nic do gadania w istotnych sprawach przedsiębiorstwa. Kontrolę nad przedsiębiorstwem ma ten który ma przynajmniej 51% akcji. To on decyduje kto jest Prezesem Firmy i może zmienić Radę Nadzorczą i decydować o losach firmy.

Jeśli więc Ryszard Pregiel nie kontroluje ani firmy "Investel" ani też, tymbardziej, firmy "Sotel" to informacje podane przez Panów Kittel i Grottman co do kontroli prywatnej firmy przez Pregiela  są błędne, a jeśli się weźmie pod uwagę manipulacyjne intencje autorów, nawet szkalujące.

W dalszej kolejności autorzy artykułów w Rzeczypospolitej sugerują, że Ryszard Pregiel utrzymywał kontrolę nad firma "Sotel", gdyż odsprzedał swoje udziały w tej firmie swej znajomej i współpracownicy, Lucynie Piekarskiej. W świetle prawa właściciel ma prawo sprzedać swoje udziały komu mu się podoba. Jest rzeczą naturalna, że założyciel firmy z która jest na pewno związany emocjonalnie, bo ją stworzył własną pracą, chciałby ją oddać w ręce osoby którą zna i która ma kwalifikacje do kontynuacji przedsiębiorstwa.

Czyżby autor artykułu sugerował, że byłoby bardziej "etycznie", gdyby Pregiel sprzedał udziały w swej firmie wrogowi, byle tylko nie wzbudzić podejrzeń o kumoterstwo?

Bertold Kittel w artykule "Dymisja dyrektora Pregiela" misternie buduje negatywną atmosferę wokół Ryszarda Pregiela informując, że Prokuratura w Wieluniu, maleńkim miasteczku koło Częstochowy, prowadzi śledztwo w sprawie składania fałszywych zeznań przez Pregiela, sugerując czytelnikom  że Pregiel byl wplątany w jakiś niesprecyzowany proces przeciwko niemu. W istocie dziennikarz zapomniał podać, że Pregiel nie był stroną w starym procesie w Wieluniu, tylko występował tam kilka lat temu w charakterze biegłego eksperta w konflikcie między dwoma miejscowymi przemysłowcami. Wiele mówiącymi są także stwierdzenia, że Ryszard Pregiel faworyzował i "miął jakieś związki" z Instytutem Systemów Sterowania, w którym uprzednio pracował. Dla mnie rzuca się w oczy, że autor artykułu Bertold Kittel nie wymienia pełnej nazwy Instytutu, która brzmi PAŃSTWOWY Instytut Systemów Sterowanania. Oczywiście chodzi autorowi o to żeby czytelnik miał wrażenie, że Instytut jest prywatny i że Pregiel miał jakieś prywatne korzyści dbając o sukces i rozwój Instytutu. Te i podobne "obciążające" Pregiela sugestie, wskazują, że cała kampania przeciw niemu jest zmontowana i oparta na niepewnych poszlakach.

Prof.dr inż. Ryszard Pregiel jest, a właściwie był, jednym z niewielu polityków, którzy mieli solidne wykształcenie techniczne, potwierdzone doktoratem  i habilitacją, które to tytuły podobno są w Polsce bardzo cenione. Regiel ma także za sobą wiele lat pracy na stanowiskach kierowniczych zarówno w rządzie jak i w przemyśle elektronicznym.

W napastliwych artykułach w "Rzeczpospolitej" tytuły naukowe Ryszarda Pregiela są wygodnie omijane,  wyraźnie w obawie aby nie stworzyć w nim obrazu człowieka wykształconego i cenionego w swym zawodzie.

Moja wypowiedź w sprawie Prof. dr. inz. Pregiela nie ma bynajmniej  na celu jego wybielenie, gdyż tylko obiektywny sąd może ustalić czy Pregiel dopuścił się przestępstw mu sugerowanych. Natomiast  denerwuje mnie przedwczesne używanie poczytnego dziennika  jakim jest "Rzeczpospolita" do manipulacji opinią publiczną, wyraźnie dla politycznych celów, posługując się polowa albo ćwiercią prawdy.

Być może, że Ryszard Pregiel rezygnując ze stanowiska ministerialnego skorzysta na tym osobiście. Życzę mu aby stal się ponownie prywatnym przedsiębiorcą nie związanym z Rządem, który będzie mógł teraz zająć się rozwojem polskiej technologii korzystając z własnej wiedzy i doświadczenia, nie tracąc czasu na polityczne przelewanie z pustego w próżne.  la Rządu polskiego to chyba szkoda, ale największa szkoda polega na próbach ogłupiania społeczeństwa przez gazetę, która podobno cieszy się dobrą reputacją i poczytnością. Powstaje także następne pytanie, czy cała ta kampania nie stanowi próby odwrócenia uwagi od rzeczywistych wielkich zawłaszczeń idących w miliardy złotych w ramach tzw. prywatyzacji. Pregiel, podobno, będzie się starał o wyjaśnienie zarzutów stawianych mu przez dziennikarzy "Rzeczpospolitej" na drodze sądowej. Mam nadzieję, że niezależny sąd wyjaśni po czyjej stronie jest prawda. Należy wtedy mieć nadzieje, że "Rzeczpospolita" nada wyrokowi sądu ten sam rozgłos jaki nadała podejrzeniom i sugestiom przestępstw,  popełnionych jakoby przez Ryszarda Pregiela.

Osobiście boje się, że przeciętny Polak wyciągnie fałszywe i szkodliwe  wnioski z tej i podobnych kampanii prasowych skierowanych przeciwko polskim przedsiębiorcom, że najbezpieczniej jest nic nie robić i niczym się nie zajmować. Tylko tacy pasywni nieudacznicy są bezpieczni w państwie osaczonym przez psychozę "łapać złodzuieja". Niestety "kto nie sieje, ten nie zbiera" i Polska, zaludniona przez biernie nastawionych obywateli, miast doszlusować do czołówki narodów europejskich  będzie dreptała w miejscu i czekała na ochłapy które (być może) spadną z pańskiego stołu.

Jan Czekajewski, Ph.D.
Członek Polskiego Instytutu Naukowego w N.Y., USA