List z Polski |
Szanowni Państwo,
Polska to kraj znany dotychczas między innymi z doskonałych koni, kawaleryjskich tradycji. I słusznie, bo czy jest jakiś kraj na świecie, w którym dokonano by tyle w hodowli koni? Chyba nie. Polska, kraj leżący i naród zamieszkujący wschodnie, należące do łacińskiej cywilizacji, rubieże Europy. Na styku kultur, narodów, religii i kontynentów. Kraj z początku średniej wielkości, później na skutek swej atrakcyjności, znaczenia gospodarczego, politycznego, ustrojowego i militarnego, łączący się z innymi narodami, krajami sąsiednimi, w jeden organizm państwowy. Jedyny chyba taki przykład w historii świata, gdy dwa duże narody w sposób pokojowy, z własnej woli, na zasadzie: wolni z wolnymi, równi z równymi, na przeszło dwieście lat utworzyły wspólne państwo. Państwo, w którym nie było wojen religijnych, czy wojny secesyjnej. Czasami wypowiadano posłuszeństwo ale nie mordowano i nie truto swoich władców. Rzeczpospolita, bo tak po dziś dzień zowiemy swoją ojczyznę, mając za sąsiadów zaborczą Ruś Moskiewską, krymskich potomków Czyngis Chana, Wołoszczyznę, Imperium Turków Osmańskich, zawsze łapczywych Habsburgów, czy zbrojnych w oręż ze skandynawskiej stali Szwedów, chciwych prusaków, zmuszona była toczyć wiele wojen, najczęściej obronnych. Swego czasu, mając obszar przeszło dwukrotnie większy od Francji, wschodnią granicą sięgający nadwołżańskich Stepów Astrachania, południową Morza Czarnego, obronę rubieży powierzyć musiała mającym możliwość szybkiego przemieszczania się, oddziałom konnicy. Mogąc czerpać z doświadczeń innych armii, dokonując zakupów, korzystając ze zdobycznych, wychodowała własne rasy koni. Koni ze skrzyżowanych ze sobą małych ale wytrzymałych na głód, odpornych na choroby, wierzchowców mongolskich, wytrzymałych w biegu koni arabskich i zachodnich, rosłych, ciężkich koni rycerskich. Powstał w ten sposób polski, wojskowy koń, łączący wszystkie dobre cechy wyżej wymienionych, a pozbawiony ich wad. Dla jego hodowli założono najpierw królewskie, potem i magnackie stadniny. Jak dużą wagę przywiązywano do ich hodowli, niech świadczy fakt, że przez przeszło 100 lat, za próbę ich przemycenia za granicę, w Polsce obowiązywała kara śmierci. Taki koń był wytrzymały w biegu, wytrzymały na głód i mróz, potrafił zadowolić się paszą wygrzebaną spod śniegu, był szybki, a ponieważ po swych rycerskich przodkach rosły, mógł unieść duże obciążenie. Tych wszystkich cech nie miał żaden inny koń, żadnej innej armii. Potrafił w pełnym biegu, w szyku bojowym i z husarzem na grzbiecie, który miał zajęte obie ręce, nie zmieszawszy szeregów, wykonać zwrot w kole o średnicy 12 m. Te jego cechy sprawiły, że król Stefan Batory, mógł przeprowadzic pierwszą, zimową kampanię wojenną we Wschodniej Europie. Kampanię przeciw Rosj i to podczas mrozów dochodzących zapewne do - 30 / - 40 st. C, co okazało sie zaskoczeniem dla samych Rosjan. Jak wiemy, Batory nie poniósł klęski jak Napoleon, czy niemieccy generałowie. Nasze wspaniałe konie pomogły nam odnieść zwycięstwa: pod Orszą, Obertynem, Smoleńskiem, Kircholmem, Chocimiem, Beresteczkiem, Wiedniem, Somosierrą, po raz ostatni brały udział w walce, w Kampanii Wrześniowej 1939 r. Jednak wraz z utratą niepodległości, rozbiorami, zrywami powstańczymi, hodowle były likwidowane. Ostatni przedstawiciele tej rasy, rasy polskiego konia wojskowego, zachowali się do Okresu Kolektywizacji na Sowieckiej wtedy Ukrainie. Na rozkaz komisarzy, były zabijane, gdy wprowadzano masowo traktory. Bodajże ostatniego konia zjedzono w czasie Wielkiego Głodu w latach trzydziestych. Może zabrzmi to sensacyjnie, niewiarygodnie, ale pamiętać jednak należy, że koń nie był jedynym zwierzęciem, które udomowili, osiodłali i ujeździli nasi sławni przodkowie. Hindusi i Tajowie do dzisiaj na słoniach, Tybetańczycy na jakach, Beduini na wielbłądach, a koczownicze ludy Iranu i Afganistanu na baktrianach, przemierzają Dżungle i Pustynie. Nasi zaś pradziadowie jeździli na ......... łosiach. Polska w owych czasach miała rozległe puszcze i bagna, z rzadka poprzecinane traktami handlowymi. Na owych to traktach, grasowały bandy nieuchwytnych opryszków, rabujących kupieckie karawany. Nieuchwytnych, bo na ujeżdżonych przez siebie łosiach, zawsze w czas potrafili ujść królewskiej, książęcej czy starościńskiej pogoni. Ujść na niedostępne bagna, wśród których utonęli piesi, pogoń na koniach, ale zawsze przejście znalazł łoś. To przecież było jego naturalne siedlisko. O skali problemu niech świadczy fakt, że w końcu dla zwalczenia tego procederu, król musiał wydać edykt karzący na gardle każdego, u kogo znaleziono w zagrodzie chociażby jednego łosia. Był karany tak samo jak schwytany na gorącym uczynku opryszek. To dopiero pozwoliło zwalczyć ten proceder. A wszystko miało miejsce na dzisiejszej Warmii i Mazurach, szczególnie w okolicach największych zachowanych współcześnie bagien Europy, Bagien Biebrzańskich i Puszczy Kurpiowskiej. Potomkowie tych leśnych opryszków, Kurpie, wsławili się potem, gdy setka ich zaledwie, swoimi muszkietami zatrzymała na cały dzień, pochód zwycięskiej armii króla szwedzkiego. Zatrzymała na moście na Narwi. Szwedzi przeszli dopiero, jak leśnym strzelcom skończył się proch, a wróg podciągnął armaty. Wracając jednak do łosi. Kiedyś upolowano ostatniego leśnego byka - tura, nieomal wyginęły żubry, których gatunek odnowili i przywrócili Polsce i światu, nasi dziadowie. Dlaczego by nie przywrócić polskiej tradycji jazdy wierzchem na łosiach? Skoro jeździli nasi przodkowie? Jako jedyni zresztą na świecie. Tu nadmienić należy, że kanadyjscy indianie do końca dyrdali pieszo lub wiosłowali w swoich canoe, mimo że mieli łosi pod dostatkiem. Pewien nasz rodak próbował uzyskać pozwolenie na hodowlę łosi w celu ich ujeżdżania, przywrócenia zapomnianej, sensacyjnej chyba na skalę światową, tradycji. Ministerstwo Rolnictwa z uporem godnym innej sprawy, uparcie i kilkakrotnie odmówiło. Takiej zgody nie odmówił natomiast minister .... litewski, wskazując u kogo można zakupić potrzebny kawałek lasu, pola i jeziora, kto może odłowić żywe osobniki, przeznaczone dla dalszej hodowli. Tutaj należy postawić pytanie, komu w naszej Ojczyźnie zależy na tym, aby ta stara tradycja nie została przywrócona do życia? Przecież to byłby prawdziwy turystyczny hit, szczególnie dla zasobnych w pieniądze, turystów z Zachodniej Europy. Np. zwiedzanie Bagien Biebrzańskich i Puszczy Kurpiowskiej z .... siodła łosia. Ministerstwo zapomniało jednak, że istnieje legalna możliwość obejścia zakazów lub, że ktoś założy interes np. na sąsiedniej Litwie, że tam powstanie kilkadziesiąt lub nawet kilkaset miejsc pracy i to Litwa, a nie Polska, przywróci zapomnianą tradycję. W zamian Ministerstwo wydało dwutygodniowe zezwolenie na nieograniczony odstrzał łosi. Przez dwa tygodnie nikogo nie było w Ministerstwie. Lasy rozbrzmiewały salwami wystrzałów. Potem w ministerialnych gabinetach, w willach, daczach, zawisły wspaniałe poroża łosi. Łosie zostały przetrzebione, ostały się słabsze osobniki - na te nie polowano, a urzędnicy wrócili do pracy. Krążą legendy na temat, kto więcej ustrzelił łosi: pewien biskup wojskowy, czy były kleryk, obecnie znacząca postać Sejmu i lewicy. Po tej rzezi, w Polsce pozostało przy życiu 5.000 przedstawicieli tego gatunku, na maleńkiej zaś Litwie, jest ich 15.000. I tylko łosie wolałyby zapewne powrotu do tradycji, w zamian za dach nad głową, pełen żłób, siodło na grzbiecie i rezygnację z polowań? Ale kogo obchodzą Łosie i Tradycja? Marek Zawadzki PolandA może znajdzie się ktoś, kto zechce do spółki, zainwestować w hodowlę łosi? W Polsce. Wiem jak obejść idiotyczne przepisy. LEGALNIE . |