Dr Stanisław
Krajski o filmie "Pasja Jezusa Chrystusa" http://www.krajski.com/ |
"Pasja" - o tym marzyli święci. To jest spotkanie z Chrystusem. Dwadzieścia minut temu opuściłem kino. Będzie to więc refleksja na gorąco. Od czego tu zacząć? Film jest z pewnością artystycznym arcydziełem. Ten fakt jest o tyle ważny, że dzięki temu Mel Gibson mógł przekazać o wiele więcej niż wynikałoby to z samych widzianych przez widza obrazów i słyszanych przez niego dialogów. Udało mu się zatem stworzyć film misyjny, ewangelizacyjny i reewangelizacyjny. "Pasja" jest syntezą chrześcijaństwa. Odpowiada na pytania: czym jest chrześcijaństwo?; jaka jest jego istota i podstawowe prawdy przez nie głoszone? Odpowiada na pytania: kim jest Jezus Chrystus? Dlaczego umarł? Co nam zostawił? Czego chce od człowieka? Film nie jest tylko opowieścią o ostatnich 12 godzinach życia Chrystusa. Ukazuje też wybrane sceny z Jego życia i to te, w których mają miejsce najważniejsze wydarzenia i wypowiedzi, które wyznaczają fundament naszej wiary. "Pasja" zawiera też kilka wątków prezentujących pewną refleksję teologiczną. Jest to np. wątek szatana, który aktywnie uczestniczy w doprowadzeniu do ukrzyżowania Chrystusa i dopiero gdy to następuje, uświadamia sobie w całej pełni, że w tym momencie nastąpiła jego przegrana. Jedna z końcowych scen ukazuje szatana krzyczacego z rozpaczy i wściekłości. Inny wątek to odpowiedzialność wszystkich ludzi za mękę Chrystusa, odpowiedzialności każdego z nas. Gibson ukazuje ludzką obojętność, egoizm, małostkowość. Szymon zmuszony do niesienia krzyża mówi: "To nie moja sprawa. Nie mam czasu. To mnie nie obchodzi. Ja nie jestem za to odpowiedzialny". Inni, żądni sensacji tylko biernie przyglądają się, jak oprawcy znęcają się nad Chrystusem. Ilu z nas, również katolików, zachowuje się w podobny sposób? Szymon ukazuje drogę, którą powinniśmy kroczyć. W pewnym momencie przestaje być bierny, zaczyna współodczuwać z Chrystusem i z Nim współpracować, staje w Jego obronie, wspomaga Go. Niezwykła jest postać Matki Bożej, która jest prawie cały czas obecna na ekranie i pełni rolę autorytetu dla apostołów. Ważnym symbolicznym momentem filmu jest ukazanie Chrystusa oczami Boga-Ojca patrzącego z góry. Gdy Chrystus umiera, z nieba spada na ziemię wielka łza i rozpryskuje się pod krzyżem. Wtedy zaczyna się trzęsienie ziemi. Bóg płacze nad swoim Synem, współcierpi z Nim. A co z nami? Zarzut antysemityzmu stawiany "Pasji" w mediach jest absurdalny. Kajfasz i jego otoczenie są, to prawda, przedstawieni bardzo negatywnie. Jakby mogło być inaczej? Lecz jeszcze gorzej ukazano Rzymian. Żołnierze rzymscy znajdują przyjemność w torturowaniu nieznanego i niewinnego Jezusa. Piłat zdaje sobie do końca sprawę, że ma do czynienia z człowiekiem niewinnym, ale w imię swojej "prawdy", którą jest jego egoistyczny interes, zgadza się na umęczenie i uśmiercenie Chrystusa. Pojawiają się też tacy Żydzi jak Szymon, którzy stają po stronie Chrystusa. W akcję ostatnich 12 godzin życia Jezusa wplecione są słowa Zbawiciela o miłości nieprzyjaciół, wybaczaniu. Chrystus powtarza kilkakrotnie: "Boże, wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Łotr na krzyżu krzyczy do żydowskich kapłanów: "On się za was modli". Bardzo wyraźnym przesłaniem filmu jest miłość i wybaczenie, a nie nienawiść i chęć zemsty. Absurdalny jest również zarzut brutalności, okrucieństwa filmu. Gibson ukazuje tylko to, co musi ukazać. Ukazuje mękę i śmierć Chrystusa tak, jak zarejestrowali to świadkowie: w pewnych jej momentach, we fragmentach, niekiedy w drobnym szczególe, kiedy indziej niewyraźnie i z oddali. Nic tu nie było przesadzone, przerysowane. Gibson pokazuje poza tym pewną historyczną prawdę. Czego oczekiwali przeciwnicy filmu? Tego, że kamera będzie ukazywać ściany czy niebo w momentach cierpienia Chrystusa? Film obejrzeli moi małoletni synowie. I dobrze się stało. Nie mogło być inaczej. W "Pasji" perfekcyjnie opowiedziano ostatnie godziny życia Chrystusa. Za sprawą geniuszu Gibsona stało się to, o czym marzyli święci. Możemy towarzyszyć Chrystusowi minuta po minucie w Jego drodze krzyżowej. Być z Nim. Okazywać Mu naszą solidarność i miłość. Współodczuwać z Nim. Do końca. Możemy wreszcie rozumieć bezmiar Jego cierpienia w wymiarze fizycznym i psychicznym, samotność, poczucie opuszczenia. Skatowany kilkakrotnie do granic ludzkiej wytrzymałości ostatkiem sił pokonywał drogę na Golgotę wśród tłumu wrogiej tłuszczy obrzucającej Go przekleństwami, bity nadal przez sadystycznych żołdaków. Czy moglibyśmy tak Go zostawić, nie towarzyszyć Mu? Nie rozumiem tych, którzy krytykują "Pasję", pozostając we wnętrzu Kościoła. Nie rozumiem tych katolików, którzy idą w ślady niczego nierozumiejących ateistów, pogan i tych, którzy odrzucili Chrystusa. To dla mnie znak jakiegoś braku wiary i miłości, znak, że ten świat jest dla nich ważniejszy niż to, co naprawdę ważne. W ostatnich dniach propaganda wymierzona w "Pasję" zaczęła lansować tezę, że film ze względu na swoją "drastyczność" może zaszkodzić zdrowiu psychicznemu i fizycznemu niektórych, szczególnie starszych widzów. Sam znam trzy starsze panie, które tej propagandzie się poddały i zrezygnowały z obejrzenia filmu. Czy "Pasja" zawiera sceny drastyczne i okrutne? Zawiera. Takie były ostatnie godziny życia Zbawiciela. Cierpiał i oddał za nas życie. Znaleźli się tacy, którzy nawet nie chcą na to patrzeć, bo boją się, że jeszcze im zaszkodzi. Dla mnie - nie boję się tego powiedzieć - to tchórzostwo, egoizm, w pewnej mierze zdrada. Jaki jest sens Drogi Krzyżowej, którą odprawiamy choćby w poście? Jaki jest sens medytacji, której przedmiotem jest cierpienie i śmierć Chrystusa? Dlaczego tylu świętych rozmyślało nad Jego Męką? Dlaczego tak wielu posiadało stygmaty? Nie bójmy się naszego cierpienia. Oddajmy je Chrystusowi. To tak niewiele w porównaniu z Jego bólem, z tym, co On nam ofiarował, z tym, co ofiarował za nas. Jesteśmy mali i głupi, słabi i grzeszni. Wciąż upadamy. Wciąż daje o sobie znać nasz egoizm. Obejrzyjmy "Pasję". Niech doda nam sił i oczyści nas z tego, co niegodne chrześcijanina. Za jakiś czas "Pasja" pojawi się na kasetach. Każdy z nas powinien mieć ten film w domu. Wracać do niego. Modlić się dzięki niemu. To bowiem coś więcej niż film. To wielka modlitwa, modlitwa oczyszczenia, modlitwa ubogacenia, modlitwa duchowego i moralnego wzmocnienia. Mel Gibson, realizując "Pasję", zaryzykował całe swoje aktorskie i reżyserskie życie, swoją karierę i przyszłość. Zamknęło się przed nim na zawsze tysiące drzwi prowadzących do skarbów tego świata. Prawie od samego początku filmu, z niewielkimi przerwami, płakałem. Gdy z ekranu nie słychać było żadnych dźwięków, do moich uszu dochodził szloch z tyłu, przodu i boków. Idąc do kina na "Pasję", możemy wesprzeć Gibsona, przyczynić się do tego, że powstanie więcej filmów, które będą zmieniać ludzkie serca i umysły. W ten sposób także damy świadectwo naszej wierze. To tak niewiele. Tak mało mamy okazji, żeby to świadectwo wyrazić publicznie. Idąc do kina, możemy dać Chrystusowi choćby tę odrobinę naszych łez. To wszystko jednak nie wystarczy. To tylko początek. Trzeba iść dalej, uczynić następny krok. "Pasja" to zaczyn. Nie wolno go zmarnować. Nie wolno zmarnować tej szansy. Nie wolno przejść obok niej obojętnie. To byłby grzech zaniedbania. To byłby znak naszej niewiary, tego, jak daleko w istocie jesteśmy od Chrystusa. "Pasja" to dla nas wszystkich, dla całego Kościoła, wyzwanie i egzamin. Kiedyś Chesterton powiedział: "Nie chcemy Kościoła, który zmienia się wraz ze światem. Chcemy Kościoła, który zmieni świat". Z tymi słowami nie sposób polemizować. Są jednak tacy katolicy, którzy przeczą im w praktyce. "Pasja" przypomina nam, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Potrzebujemy tego przypomnienia. Najwyższy czas, by powrócić na właściwą drogę. Stanisław Krajski |