Serwisy

Rozmaitości

“Ja minę , ty miniesz”.

“Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? …A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną. Nie łudźmy się przyjacielu, ludzie pogrzebia nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie pozostanie po nich nawet puste miejsce…” pisała Halina Poświatowska w “Opowieści dla przyjaciela”, Ireneusza Morawskiego.

Ireneusza poznałam kiedyś, studiował polonistykę na tym samym uniwersytecie co ja. Nigdy nie poznałam Haliny Poświatowskiej osobiście, ale znałam Jej wiersze, znam też miejsca, z którymi była związana. Byłam w Krakowie, gdzie studiowała filozofię a potem pracowała jako asystentka, zachwycałam się, jak Ona, zbiorami sztuki egipskiej w “Metropolitan” w Nowym Yorku, o których ona napisała

“w Metropolitan Museum
W dziale egipskiej rzeźby
Widziałam odłamek posągu
Nozdrza i wydatnie zarysowane wargi
Posąg był wykuty w kamieniu twardym
Jak czas”

Szłam Manhattanem pomiędzy niebotycznymi drapaczami chmur, odwiedziłam słynną Greenwich Village, która fascynowała Poświatowską. Spacerowałam po “Central Park”, który ona opisuje. Chodziłyśmy zapewne tymi samymi ulicami Paryża.

Poświatowska była ciekawa świata i ludzi. Myślę, że i to także mnie by z nią łaczyło.

Być może mogłabym ją spotkać kiedyś, gdzieś. Podczas jakiejś podróży, jakiejś wizyty. Mogłabym, gdyby…

Halina Poświatowska nie żyje od dawna. Wkrótce minie czterdziesta pierwsza rocznica Jej śmierci. Kiedy umierała, kilka dni po drugiej operacji serca, miała trzydzieści dwa lata. Całe niemal życie chorowała na serce. Sporą część czasu spędziła więc w łóżku. A mimo to ukończyła szkołę średnią. Zaczęła studia. Dzięki pomocy profesora Aleksandrowicza i Polonii amerykańskiej wyjechała do Stanów Zjednoczonych, by poddać się operacji serca. Po udanej operacji podjęła studia w znanej wyższej szkole dla kobiet w Smith College w Nowej Anglii (Northampton). Studiowała na letnim kursie w Columbia University. Wróciła do Krakowa. Ukończyła pracę magisterską pod kierunkiem prof. Ingardena. Zostala asystentką na Uniwersytecie Jagielońskim. Jej “Hymn Bałwochwalczy” uznany został za najciekawszy debiut książkowy. Kochała. Została wdową w wieku 21 lat, po dwu latach małżenstwa z Adolfem Poświatowskim. Pisała. Pracowała ogromnie dużo. Czy przeczuwala, czy wiedziala, że musi się śpieszyć?

* * *

Częstochowę, to niezwykłe miasto po raz pierwszy odwiedziłam jako dziecko, kiedy nasza daleka krewna wzięla mnie ze sobą w swoją “prywatną dziękczynną pielgrzymkę” na Jasną Górę. Nawet wiele lat później nie wiedziałam, że w przyszłości z Częstochową (w jakiś sposób) zwiąże się moje życie. Wyszłam za mąż za chłopaka urodzonego w Częstochowie. Jeździliśmy więc wielokrotnie z wizyta do jego matki. Teraz kiedy zza “Wielkiej Wody” przyjeżdżamy do Polski zawsze odwiedzamy i Częstochowę.

Ale tym razem, wiosną 2008 roku, była jeszcze inna okazja do wizyty w tym mieście. Zostałam zaproszona na wieczór autorski. Spotkanie zostało zaaranżowane w popularnej kawiarni dla Pań “Babie Lato”. Inicjatorką wieczoru była pani Anna Tromczyńska, kustosz biblioteki Akademii im. Jana Długosza.

Moje wiersze czytała utalentowana, młoda aktorka o dużym artystycznym dorobku, Teresa Dzielska. Do dziś jestem jej wdzięczna. Czytała pięknie!

Wieczór miał charakter kameralny i taki był zamysł organizatorek. Na nadmiar słuchaczek (były same kobiety!) nie można było narzekać. Niemniej jednak wieczór był bardzo udany.

Nie ilość a jakość się liczy - myślałam, a na dodatek przypomniałam sobie wiersz polskiej noblistki Wisławy Szymborskiej, która na retoryczne pytanie, kto lubi poezję odpowiada:

“Niektórzy czyli nie wszyscy.
Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość…” Tak więc w “Babim Lecie” była mała część mniejszości.

* * *

Jest piękny majowy dzień. Idziemy wzdłuż Alei Naświętszej Marii Panny, która wiedzie wprost na Jasną Górę, do klasztoru.

Wszędzie ustawiono ławki. Wydaje mi się, że zawsze tam były. Poza jedną. Nieopodal Ratusza jest ławeczka, na której siedzi drobna, kilkunastoletnia dziewczyna. To rzeźba. W taki szczególny sposób została upamiętniona w mieście, w którym się urodziła, Halina Poświatowska. Na ławeczce przysiadają obok niej młodzi i starzy ci, którzy znali rodzinę Mygów (to panieńskie nazwisko poetki) ci, którzy znają jej poezję i ci, którzy nigdy o niej nie słyszeli.

Córka Stanisławy i Feliksa Mygów przyszła na świat w domu przy ulicy Siedmiu Kamienic. Po wielu latach od tamtego czasu Częstochowa upamietniła poetkę nadając jednej ze szkół jej imię. Przeznaczono dwie sale szkolne na Muzeum Haliny Poświatowskiej. Postawiono tam fotel poetki, maszynę do pisania, ulubione płyty, słownik angielsko-polski, zielnik, zdjęcia rodzinne. Te przedmioty przekazał młodszy brat Haliny, Zbigniew Myga.

W 2005r. na domu, w którym przyszła na świat umieszczono tablicę pamiątkową, a Zofia Kucówna czytała wiersze Haliny w ogródku przy Jasnogórskiej. Tam bowiem po wojnie mieszkali państwo Mygowie z dziećmi, Haliną i Zbyszkiem.

Kilka miesięcy później prasa częstochowska doniosła iż 9 maja 2007 roku w rocznicę urodzin poetki w domu przy ulicy Jasnogórskiej otwarto Dom Poezji - Muzeum Haliny Poświatowskiej. Powstanie muzeum niewątpliwie Częstochowa zawdzięcza wysiłkom Zbigniewa Mygi. Zaś w artykule Jerzego Piątka (z 10 maja 2007) przeczytałam iż “Dom Poezji powstał z inicjatywy częstochowskiego Urzędu Miejskiego przy wsparciu Ministerstwa Kultury i dziedzictwa Narodowego”.

Odwiedziliśmy Muzeum. Oglądaliśmy zdjęcia Haliny zwanej w domu “Haśką”, widzieliśmy jej metrykę z mylną datą urodzenia (9 lipca) i wypisanym imieniem Helena. Podobno ksiądz nie chciał zgodzić się na “Halinę” bo “takiej świętej nie było”. Dopiero później oficjalnie zmieniła swe imię. Słuchaliśmy wierszy nagranych na taśmach a czytanych przez poetkę.

Mieliśmy też okazję poznać kustosza Muzeum. Jest nim brat poetki, Zbigniew Myga. Od niego dowiedzieliśmy się, że “wczoraj (9 maja 2008) z okazji rocznicy urodzin Haliny w Domu Poezji odbył się wieczór, podczas którego czytano jej wiersze”.

Tak więc poznałam przyczynę tego dlaczego w “Babim Lecie” nie było tłoczno. Część z owej “mniejszości lubiącej poezję” z oczywistych powodów przyszła posłuchać wierszy słynnej częstochowianki, zmarłej w młodym wieku i tak pięknie piszącej o pragnieniu miłości i miłości do życia.

Ireneusz Morawski poeta, adresat “Opowieści dla przyjaciela” napisał w liście do Marioli Pryzwan, autorki książki “O Halinie Poświatowskiej”: “Nie wiedzieć dlaczego my ludzie, lubimy eschatologię - tematykę miłości i śmierci, miłości niespełnionej i śmierci oczywiście przedwczesnej”.

Coś w tym jest i być może dlatego moje “Obrazki z podróży” są takie …w kolorze sepii, kolorze starych zdjeć.
Być może kiedyś, po kolejnej wizycie w Częstochowie uda mi się namalować obrazek barwniejszy. Tak barwny jak rzeźbione świątki w Muzeum Etnograficznym u stóp Jasnej Góry. Albo tak kolorowe jak stroje pielgrzymów z Łowicza czy Krakowa.

Fot. Ryszarda i Karol Pelc

Ryszarda L. Pelc

Leave a Reply