Miliony ludzi na świecie żyje w przekonaniu, że
bogactwo leży na bądź ziemi, trzeba tylko po nie w odpowiednim momencie
sięgnać. Najczęściej tak rzecz ma się ze wszelkimi genialnymi pomysłami
i rewelacyjnymi odkryciami. Są one dziełem przypadków, dodajmy jeszcze,
przypadków spowodowanych potrzebą chwili. Dzisiejsze opowiadanie poświęcam
polskiemu Prometeuszowi, marzycielowi i utylitaryście - Ignacemu Łukasiewiczowi.
Piszę o nim w miesiącu lipcu, bo start lampy naftowej, której twórcą
jest Ignacy Łukasiewicz miał miejsce właśnie ostatniego dnia lipca
1853 roku.Tamtego dnia w lwowskim szpitalu odbyła się pierwsza na świecie
operacja chirurgiczna, podczas której salę operacyjną oświetliło światło
skonstruowanej lampy naftowej. I tamtego także dnia jako pierwsza światowa
placówka medyczna - lwowski szpital otrzymał 500 kg. nafty
Muszę jednak wrócić o kilka lat wstecz do wydarzeń, które bezpośrednio
przyczyniły się do rewelacyjnej konstrukcji aptekarza ze Lwowa. Otóż
któregoś dnia wieczorem do apteki, gdzie Ignacy Łukasiewicz tytułowany
"panem prowizorem" sporządzał pigułki, zajechał karczmarz
spod Borysławia, niejaki Schreiner. Za pazuchą kapoty trzymał dwie
butelczyny. Łukasiewicz pomyslał przez moment, że może to rodzaj zapłaty
za przysługe, której się Schreiner spodziewa. Jakież bylo jego
zdziwienie, kiedy tamten wręczyl mu dwie butelki ropy naftowej, inaczej
skalnego oleju (ta druga nazwa częściej była na ziemiach polskich używana).
W opinii karczmarza Łukasiewicz był jedynym człowiekiem w okolicy, który
powinien mu udzielić odpowiedzi, czy z tego brzydko wyglądającego płynu
uda się pędzić gorzałkę? Karczmarz przyznał się, że widział, jak
okoliczni chłopi gotują ropę w kociołkach w celu pozyskania smaru do kół
i widział także, że na pokrywkach i na obrzeżach skrapla się jakiś
przezroczysty płyn. Dałby Bóg, żeby to była gorzałka, bieda
karczmarzowej rodzinie w oczy by nie zajrzała, bo okolica w cuchnący
olej skalny bogata. Łukasiewicz zabrał się do pracy nad zawartością
butelek, wyodrębnił metodą destylacji płyn, o którym mówił
Schreiner i drogą pracy umysłowej starał się znaleźć jakieś jego
zastosowanie. W niczym spirytusu nie przypominał, ale wykazywał właściwości
palne. Aptekarz pomyślał w tym momencie o biednych, chłopskich ciemnych
chatach, w których życie zamierało w tym samym momencie, gdy kury kładły
się spać. Nalał płynu do lampy oliwnej. Niestety nastąpił wybuch i
byłby okaleczył marzyciela, "polskiego Prometeusza" chcącego
podarować ogień ujarzmiony nie tylko biednym, ale i bogatym. Kolejne dni
to była mozolna praca nad konstrukcją lampy. Tamte pierwsze, które
projektował i wykonywał we własnym zakresie, były toporne, zbyt
masywne, bo miały zapobiegać wybuchom i być bezpieczne dla użytkownika.
Płomień ich zasilany był powietrzem, które dopływało od dołu przez
ażurowy palnik. Równomierny blask nadawal lampie kominek z miki, a
paliwo, czyli nafta, dopływała dzięki porowatemu knotowi. Niby nic a
jednak, gdy patrzy się i porównuje te pierwsze duże i niezbyt
estetycznie wykonane egzemplarze, odnosi się wrażenie, że potrzeba było
czekać aż ponad sto lat, aby odżyły w stylizowanych replikach tak w
Europie i Kanadzie. Polski Prometeusz nie przewidział, że jego pomysł
podchwycony zostanie przez licznych złotników, brązowników, szklarzy i
przybierać będzie kształty zadziwiające, urzekające precyzją i
fantazją wykonania. Nie przypuszczał, że stworzy ona możliwość przedłużenia
dnia pracy tak naukowcowi, jak i hodowcy bydła na całej niemal kuli
ziemskiej.
Byłoby bardzo krzywdzące i wyjątkowo niesprawiedliwe przedstawić Łukasiewicza
jedynie jako konstruktora pierwszej na świecie lampy naftowej, bo jako człowiek
i jako Polak - obywatel był także kimś wyjątkowym. Znacznie wcześniej
bardzo mocno zaangażował się w przygotowanie rewolucji krakowskiej, ale
policja nie spuszczała zeń oczu i w przeddzień wybuchu zostaje
aresztowany i osadzony w więzieniu. Wychodzi dopiero w 1848 roku. W jego
przekonaniu każdy człowiek powinien mieć prawo do życia w wolnym i
niezawisłym kraju. Gdziekolwiek by nie był, czegokolwiek by nie robił
wszystko miało podtekst utylitarny, wypływający z jego wielkiej miłości
do człowieka.
Zagłębie Gorlickie, o którym albo się dziś nie chce wiedzieć, albo
się już powoli zapomina wpisało sie na stałe w życie Łukasiewicza, a
on wrósł w problemy tamtego regionu i społeczeństwa.
W Łukasiewiczu-człowieku drzemał zaciekły upór wydźwignięcia ludzi
z biedy. Uszczęśliwiać zaczął okolicznych chłopów poprzez budowanie
szybów do wydobywania ropy, poprzez modyfikowanie odwiertów i porównywanie
własnych możliwości ze światowymi osiągnięciami w tej dziedzinie. Od
1862r. w swych szybach naftowych wprowadza wiertła amerykańskie -
udarowe, chodziło mu o zwiększenie wydobycia i pomnożenie zysków. Te
ostatnie jakże były potrzebne do zakładania Kas Brackich czyli
pierwszych form ubezpieczeń na wypadek choroby górnika i jako jego
zabezpieczenie emerytalne.
W czasach kiedy żył, cieszył się zasłużona sławą dobroczyńcy
regionu. Mówiono, że wszystkie drogi w Zachodniej Małopolsce brukowane
były guldenami Łukasiewicza. Okolo 1000 kas zapomogowych i pożyczkowych
miało w swym logo lampeczkę naftową. Tym samym wypowiedział wojnę
lichwie i lichwiarzom, a ponadto wszystkim karczmarzom rozpijającym społeczeństwo.
Rozpoczął walke z alkoholizmem i do dnia dzisiejszego strony mistrza
Ignacego świecą przykładem trzeźwości życia. Można by wiele napisać
o jego społecznikowskiej pasji opartej na twardych kalkulacjach
ekonomicznych i dobroci z głębi serca płynącej, ale powiem jedynie o
tym, że w dowód wdzięczności za to, co zrobił dla galicyjskiego,
polskiego chłopa, pod koniec życia wybrany został do Sejmu
Galicyjskiego i tam dopiero szersze światło ujrzały jego przekonania.
Gdy wybucha powstanie styczniowe, Łukasiewicz wspomaga oddziały
finansowo, a zagrożonych aresztowaniem przygarnia do siebie. Jednych
zatrudnia przy szybach, innych gromadnie wysyła za wielką wodę do Stanów
Zjednoczonych i do Kanady, opłacając podróż i zabezpieczając
finansowo start.
Dzień śmierci Ojca Ignacego - bo i tak
był nazywany - stał się w Galicji dniem powszechnej żałoby. Niejedna
lampka naftowa paliła się nocą ku czci człowieka, który chłopom raj
uczynić chciał na ziemi. Podczas wakacyjnych wędrówek kanadyjskimi
szlakami, gorąco namawiam do odwiedzania sklepów ze starociami. Tam można
jeszcze znaleźć niejedną lampę, która pierwszą, łukasiewiczowską
do złudzenia przypomina.
Od redakcji:
W czerwcu 2004 dotarł do nas taki oto list:
Pani Emilio,
Wszedłem na Polacy swiatu i Łukasiewicza. Jako ciekawostke podam, ze gdy
Rockeffeller zaczynał w naftowym biznesie, to wysłał swoich ludzi
na nauke do Polski, do Łukasiewicza i ówczesnej Galicji.
Marek Zawadzki
|