Marcelina Sembrich Kochańska 
1858 - 1935


W marcu mam wielką przyjemność pisania o Polce, która światu dała wiele okazji do przeżyc natury estetycznej - o Marcelinie Sembrich-Kochańskiej, sopranie koloraturowym. Jej głosem zachwycali się bywalcy największych oper świata na przełomie XIX i XX wieku. 
Zyskała miano najsłynniejszej śpiewaczki polskiej. Występowała w Polsce i za granicami, jednak rzadko kto w ojczyźnie wspominał jej talent i karierę. Znała ją przede wszystkim publiczność operowa świata. Gdy w stulecie nowojorskiej Metropolitan Opera wydano album najwspanialszych głosów, Marcelina znalazła w nim poczesne miejsce i nazwana została pierwszą gwiazdą MET. Studia operowe na świecie zabiegały o dokonanie nagrań jej głosu, tymczasem w kraju nie pisano wcale ani o niej samej, ani o jej karierze. 
Nieuzasadnioną zmową milczenia objęto jej wszechstronne wyksztalcenie muzyczne, wyrażające się przygotowaniem fortepianowym, studiami gry na skrzypcach i niezwykle gruntownym treningiem wokalistyki w wielu krajach europejskich. Śpiewaczką była nieporównywalną, określaną "zjawiskiem" w muzyce świata. Ona sama podkreślała zawsze, że była Polką i jakby jednym tchem wymieniała muzyków, którzy w latach istnienia narodu polskiego pozbawionego państwa byli niezaprzeczalnymi ambasadorami polskości. Na koncertach, którymi się wsławiała, zawsze wprowadzała akcenty polskie, jeśli nawet nie śpiewała polskiego utworu, to grała, a to Chopina, a to Moniuszkę. Polskie utwory zawsze wykonywała po polsku, wzbudzając nimi zachwyt słuchaczy.


W 1873 roku zapadła decyzja, że piętnastoletnia Marcelina pojedzie na studia do Wiednia.
Z inicjatywy Stengela przygotowano koncert w Teatrze Lwowskim. Wydarzenie było wielkie. 

 Dziś w USA istnieje muzeum Marceliny Sembrich-Kochańskiej,  działa Towarzystwo tegoż samego imienia, dzięki któremu w latach pięćdziesiątych naszego stulecia wydano obszerną biografię śpiewaczki autorstwa Henry Goddarda Owena. (Na zdjęciu obok: suknia Marceliny, w której wystąpila w "Queen of Night")
Pochodziła z okolic Tarnopola, ale jej rodzina przed osiedleniem się na Podolu zamieszkiwała w Krakowie. Dzieciństwo spędziła w Bolechowie, małym miasteczku słynącym z dobrych wód mineralnych i garbarni, gdzie znalazł zatrudnienie jej ojciec z zawodu garbarz. Chociaż rodzina była tylko garbarska, to z ambicjami intelektualno - muzycznymi. Ojciec grał na wiolonczeli, matka na skrzypcach, ona na fortepianie, gdy odbywały się domowe koncerty, a jej brat, podobnie jak matka, także na skrzypcach. W dzieciństwie straciła wzrok. Biografowie podają za nią samą, że to z powodu przepisywania nut przy świetle lampy naftowej. Kalectwo to okazało się bardzo dokuczliwe w jej życiu artystycznym. Stojąc na scenie, nie widziała rąk dyrygenta, co powodowało, że to raczej on musiał się dostosować do tempa narzucanego przez śpiewaczkę, a nie śpiewaczka do poczynań dyrygenta. Zresztą, można znaleźć także informacje, że będąc już niekłamaną pierwszą damą oper światowych pozwalała sobie czynić popisy z własnych możliwości wokalnych. Czasami nawet dochodziło do tego, że przerywała spektakl i czyniła uwagi dyrygentowi. Nie ganiono jej za to, raczej uwielbiano. A głos miała genialnie czysty, silny, i doskonale obrobiony. O tym, co w jej życiu zadecydowało o drodze kariery artystycznej, historia milczy.
Przez cztery lata uczyła się w lwowskim konserwatorium. Pobierała lekcje gry na skrzypcach i na fortepianie. Nauczycielem gry na fortepianie był Wilhelm Stengel, dwadzieścia lat od niej starszy, dobry fachowiec, który po latach został jej mężem.
Teatr uchodził już wówczas za dobre miejsce debiutu, liczył się ze względu na zatrudnione w nim osoby. 
Debiut Marceliny był udany. W znacznym stopniu pokrył finansowo studia zagraniczne przyszłej śpiewaczki.

W Austrii doskonaliła swą grę na skrzypcach i na fortepianie i rozpoczęła lekcje śpiewu.
Z tamtego okresu pochodzi przytaczane przez amerykanskiego biografa powiedzenie Liszta, przed którym miała przyjemność występować: "Mój mały aniele , Bóg dał ci trzy pary skrzydeł, którymi będziesz lecieć przez krainę muzyki, one wszystkie są na równi ważne) nie rezygnuj z nich, ale śpiewaj, śpiewaj dla świata, bo masz głos anioła."
W dwa lata później Marcelina wyjechała do Mediolanu i rozpoczęła systematyczne lekcje śpiewu. Debiut Marceliny nie odbył się jednak we Włoszech lecz w Atenach, gdzie wystąpiła w partii Elwiry w operze Belliniego "Purytanie". Chociaż była początkującą śpiewaczką operową, to jednak po ilości przedstawień w pierwszych latach kariery, należy wnioskować, że spotkała przychylność i aprobatę dyrektorów europejskich oper i aplauz widowni. Kolejnymi krajami, gdzie występowała były Niemcy, Rosja, Stany Zjednoczone, a w międzyczasie nastąpiły bardzo udane wystąpienia w Warszawie, gdzie oprócz oklasków obsypywana była licznymi prezentami. Jej dewizą życiową jako artystki był polski patriotyzm. Przytaczana jest opowieść o tym, jak występowała przed obliczem cara Rosji. Na zapytanie cara, czy nie zechciałaby zaśpiewać pieśni, które wykonuje ze szczególnym upodobaniem - miała odpowiedzieć, że takie właśnie utwory wykonuje jedynie w językach, w których zostały stworzone i zaśpiewała "Życzenie" Fryderyka Chopina. Za tę właśnie pieśń otrzymała od cara bransoletkę z siedmioma brylantami, którą traktowała jako talizman. Potrafiła wspierać wielkich Polaków w ich dążeniach i poczynaniach. Przyjaźniła się z Paderewskim, śpiewała w MET z braćmi Reszke i tamten pamietny rok w USA nazywano polskim rokiem operowym. Z jej wstawiennictwa podobno MET zdecydowała się wystawić "Manru" - Paderewskiego, jedyną operę naszego wspaniałego pianisty i polityka, osnutą na tle powieści Kraszewskiego "Chata za wsią".
Życie jej składało się ze wspaniałych przedstawień, poprzedzanych tytaniczną pracą.
Była niezmordowana, była wielka i była uznana. Nie czas i nie miejsce, aby wymienić wszystkie opery, w których zaśpiewała i opowiedzieć anegdoty, wplecione w jej życie. Na to potrzeba obszernej monografii. Potrzebne są także hasła w ogólnie dostępnych słownikach muzycznych pisanych po polsku, aby w kraju wiedziano o ambasadorach polskości wyrażających, jak Marcelina, patriotyzm w śpiewie i doskonałości wykonania.

Na zakończenie związek z Kanadą, bo to przecież jest celem mojego pisania. Otóż, gdy w Polsce nikt nie zabiegał o nagrania Marceliny Sembrich - Kochańskiej, w Kanadzie Firma Rococo z Toronto wydała long-play zawierający najwspanialsze arie primadonny wykonywane po angielsku i te, wykonywane tylko i wyłacznie po polsku. Jako dodatek nadzwyczajny w całość płyty wkomponowano arie lekkie, operetkowe z "Wesołej Wdówki" i "Czaru walca" i za to właśnie olbrzymi ukłon składam teraz wyżej wymienionej firmie, która przyczyniła się do ocalenia od zapomnienia fragmentu polskiej historii kultury wokalnej.

Adres Muzeum:
The Marcella Sembrich Opera Museum
Marcella Sembrich Memorial Association, Inc.
4800 Lake Shore Drive, Bolton Landing, NY 12814-0417