Wacław Wolski
1865 - 19
22


 Waclaw Wolski Polsko kanadyjski uścisk dłoni, szczery i niemal przyjacielski, miał miejsce wiele, wiele lat temu. W tym geście zawarta została przyjaźń od pierwszego uścisku i wiara, że można żyć w zupelnie innym miejscu świata i pracować nad tym samym zagadnieniem. Rzadko podobne sytuacje się obserwuje, a jednak wyjątki stanowiące podobno o regułę są i utwierdzają w przekonaniu, że w świecie nauki gentelmanów można było kiedyś spotkac.
Tyle tytulem wstępu, a teraz konkrety.

Mowa będzie o Wacławie Wolskim, polskim odkrywcy i racjonalizatorze.
W rodzinie Wolskich linii brzezańskiej (Małopolska) kultywowany był i przechodził z ojca na syna zawód prawnika, toteż zapędy odkrywcze i majsterkowanie małego Wacka nikomu z rodziny sie nie podobały. Patrzono nań z rezerwą i pobłażliwym kiwaniem głowy, ale namiętności i zapału nie studzono, chociaż zawód inżyniera w tamtych czasach uważany był za swojego rodzaju fanaberie, które ani sławy, ani pieniędzy nie przynoszą. Czasami jednak życiowe przypadki decydują, że ludzie zaczynają się dobrze czuć we wcześniejszym wyborze i utwierdzają się w przekonaniu o słuszności
swych dzialań.
Podobnie było z życiem Wolskich. Ojciec Wacława - Ludwik obrany został posłem do parlamentu austriackiego i cała rodzina musiala przenieść się do Wiednia. Tam popatrzono na Wacława, jak na prawdziwego prowincjusza z zacofanej Galicji, co wywołało w młodym człowieku chęć rywalizacji z nowymi kolegami z gimnazjum wiedeńskiego.

Wielka, wytężona praca, upór i samozaparcie zaowocowały w bardzo krótkim czasie. Wolski został najlepszym uczniem w klasie, doskonale posługiwał się językiem niemieckim, co dziwiło nauczycieli i wywoływało zazdrość rówieśników. A Wiedeń schyłku XIX w. był miastem bardzo zróżnicowanym, kontrasty widać było niemal na każdym kroku. Obok bogactwa, przepychu, tańca, świetlistych sal balowych istniały w tej niepisanej stolicy ówczesnego świata laboratoria, pracownie i biblioteki, a uczelnie nadawały tytuły naukowe prawdziwie wielkim i najmądrzejszym. Wolski skończył politechnikę, wynosi z niej nie tylko rzetelną wiedzę, ale także głębsze, chciało by się powiedzieć, nowocześniejsze spojrzenie na świat, którego kreatorami stawali się powoli inżynierowie i wszyscy reprezentanci wiedzy ścisłej, zapowiadając tym samym kierunek, w którym miał podążyć świat w wieku następnym. Pobyt na uczelniach ma to do siebie, że spotyka się nie tylko wiedzę, ale i ciekawych ludzi. Do tych Wolski miał wiele szczęścia. Pierwszym był prawdopodobnie Stanisław Szczepanowski - rodzinnie związany z Wolskimi, także absolwent politechniki wiedeńskiej, ale zaangażowany bardziej w ruchy polityczne i społeczne, niż w naukowe. Był autorem najbardziej wstrząsającej publikacji ekonomicznej końca wieku XIX zatytułowanej "Nędza Galicji". 

Przeszedł do historii jako wiertnik. Wywiercił szyb "Hucuł", który stał się obfitym źródlem nafty, on także założył pierwsza polska rafinerię w Pęczeniżynie. Pod wpływem wuja Wolski zbliżył się do nafciarstwa i niewiele musiało upłynąć czasu, żeby zaczęto głośno o nim jako pomysłodawcy i genialnym mechaniku mówić i rozpisywać się. Awans naukowy i inżynierski miał miejsce w Schodnicy - gdzie pracowało kilku wiertaczy sprowadzonych przez Szczepanowskiego z Kanady. Pierwsze prace Wolskiego dotyczyły usprawniania procesu wiertniczego i przeszły do historii wiertnictwa światowego pod nazwą "kanadyjki polskiej". Było to wyjątkowo nieskomplikowane urządzenie wspomagające dłuto wiertnicze w sztangi metalowe z łącznikiem stożkowym, wspierane dotąd na olchowych drągach. Niektóre z nowatorskich pomysłów Wolskiego są wynalazkami znacznej doniosłości np. taki świder mimośrodowy, dzięki któremu średnica wierconego otworu była znacznie wieksza od średnicy samego wiertła. I właśnie z tym świdrem wiąże sie cała historia, którą Państwu dzisiaj relacjonuję, otóż, po sprawdzeniu  jak on faktycznie działa i jakie osiaga się dzięki niemu wydobycie, czyli innymi słowy, po wdrożeniu go do procesu wydobycia, Wolski zdecydował się opatentować urządzenie i zarobić choćby jeden grosik na przyszłe doświadczenia. Wybrał się więc do Wiednia, do urzędu patentowego, a tam niemal w drzwiach spotkał Mac Garveya, szkockiego wiertacza z Kanady, który przez wiele lat pracował przy wierceniach na ziemiach polskich. Panowie w towarzyskiej pogaduszce opowiedzieli sobie, co ich do Wiednia sprowadziło.Wymienili uwagi, pokazali szkice i rysunki, przedlożyli obliczenia... i zorientowali się, że przybyli z takim samym urządzeniem do patentu. Po koleżeńsku i bez zawiści uścisnęli sobie dłonie i opatentowali swoje wynalazki jako wspólne "dłuto dla przemysłu naftowego".
Jakie to piękne, jakie humanitarne i chyba zupełnie nierealne we współczesnym świecie zawiści i pościgu za sławą. 
Wieza wiertnicza

Dzięki temu wspólnemu polsko - kanadyjskiemu pomysłowi udało się zwiększyć wydobycie ropy wielokrotnie, a to dlatego, że szyby wiercone były odtąd na głębokość 1000 metrów, a nie jak wcześniej tylko do 400 m.
O Wolskim można by było jeszcze długo, bowiem historia jego patentow jest arcyciekawa, do tego stopnia, że znaleźć w niej można także przypadki zamykania jego rozwiązań technologicznych w sejfach, jako tych "nieprzydatnych" i "nieinteresujących". Przypadały przecież na lata, kiedy nadmierne wydobycie ropy groziło spadkowi jej ceny, a tego żaden właściciel terenów roponosnych czy przedsiębiorca nie mógł zaakceptować. Sam konstruktor, wynalazca i doskonały polski inżynier, jakim był Wacław Wolski, zmarł w zapomnieniu i w nędzy we Lwowie w 1922 roku. Był bowiem "jedynie" inżynierem i nigdy nie nauczył się polityki finansowej oraz ambasadorowania swym przedsięwzięciom, na nich zarobił ktoś inny, a nawiasem mówiąc do dnia dzisiejszego tamte pionierskie urządzenia Wolskiego pobijają rekordy, a kilkadziesiąt lat temu stały się niemal urządzeniami strategicznymi o politycznym wydźwięku, bowiem rozpętały światową rywalizację w wydobyciu ropy naftowej, ale to materiał na inny artykuł. Wszystko to zaprezentowałam Państwu dlatego, że zbiegło się to moje pisanie o polsko - kanadyjskich relacjach historycznych w czasie z 99 rocznicą śmierci Stanisława Szczepanowskiego, pioniera przemysłu naftowego w Galicji, a wujka naszego dzisiejszego bohatera.