Jurata Bogna Serafińska
Wywiad z Bronisławem Tumiłowiczem
Bronisław Tumiłowicz -
dziennikarz.
Studiował rybactwo morskie na WSR w Szczecinie i dziennikarstwo na UW.
Pracował w Red. Zagranicznej PAP, Sztandarze Młodych, Argumentach. Płomieniach,
Motorze, Rynkach Zagranicznych, Przeglądzie Tygodniowym, Przeglądzie,
III Programie P. R. i dzienniku Metropol.
W latach 1998-2002 był redaktorem naczelnym miesięcznika "Życie
Muzyczne". W okresie 1980-85 pracował jako adiunkt na Politechnice
Warszawskiej oraz SGGW, prowadził zajęcia w Wyższej Szkole
Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza, a od 2000 roku w ID UW.
Jest członkiem Klubu Publicystów Morskich SDP i SDRP. Nagrodzony
odznakami: Zasłużony Pracownik Morza i Zasłużony dla Pomorza
Zachodniego.
Przeprowadzam serię wywiadów z ciekawymi ludźmi -
pisarzami, poetami reżyserami, malarzami, ekologami… Pan jest
dziennikarzem, którego pasją jest muzyka.. Istnieje opinia, ze to Pan mógłby
wskazać kierunek odpowiedni dla wypromowania Polski w Europie i świecie.
Czy możemy porozmawiać na ten temat?
- Możemy. Zajmuję się naraz tyloma najróżniejszymi
sprawami, że także promocja Polski w świecie, skądinąd sprawa
niezmiernie ważna, też może być tematem rozmowy.
Jeśli zastanowimy się co pozytywnego dostrzegają u nas nasi współeuropejczycy
- to stwierdzimy, że widzą dobrych hydraulików, pielęgniarzy,
kierowców i dobre, bo jeszcze naturalne i ekologiczne produkty żywnościowe.
Grzyby, jagody, żurawiny. Czy naprawdę to musi być tylko tyle? Dlaczego
nie potrafimy promować naszej kultury?
- Myślę, że to, co Europejczycy widzą w nas,
nie da się ująć jednym zdaniem. Produktami o pewnej renomie są np.
polska wódka, polska szynka, ale też...polski papież, polski prezydent
Lech Wałęsa, polski piłkarz Zbigniew Boniek. Mamy również przykłady
wręcz karygodne, jak np. „polskie obozy koncentracyjne”, które
dziś w istocie są ...produktem kulturalnym, obiektami turystycznymi. Czy
nie potrafimy promować naszej kultury? Tutaj też odpowiedź nie jest
jednoznaczna. Z dziedziny plastyki na świecie liczą się dwa -
trzy nazwiska Roman Opałka i Magdalena Abakanowicz. W Centre Pompidou w
Paryżu w ekspozycji stałej są np. prace Katarzyny Kobro. A Katarzyna
Kozyra też jest naszą wizytówką. Silnie za granicą promuje się
polski teatr, choćby Lupa, Jarzyna. W
muzyce niekwestionowaną pozycję ma Krzysztof Penderecki, Wojciech Kilar,
Henryk Górecki. Właściwie można by wymieniać nazwiska w nieskończoność,
bo wielu artystów na własną rękę przebija się do świadomości
europejskiej na własną rękę.
Powinniśmy tworzyć
wizerunek, uwzględniający nasze narodowe atuty. Czy Pana zdaniem możemy
być postrzegani jako kraj melomanów? Czy możemy promieniować kulturą
muzyczną? Mamy przecież dorobek w tej dziedzinie - Międzynarodowy
Konkurs Chopinowski, Warszawską Jesień, szkolnictwo muzyczne, kompozytorów
od Gomółki, poprzez Moniuszkę po Góreckiego, Pendereckiego, Kilara,
wspaniałych śpiewaków operowych…
- Krajem melomanów to na pewno nie jesteśmy i
nie będziemy przez najbliższe 50-100 lat. Umiejętność muzykowania
domowego, czy choćby śpiewania amatorskiego została dokumentnie
pogrzebana w naszym społeczeństwie w wyniku fatalnych decyzji oświatowych
w przeszłości. Wyrugowanie z programów szkolnych zwykłych, pospolitych
lekcji śpiewu miało takie fatalne skutki, które objęły już kilka
pokoleń. Najbardziej masowy
styk Polaka ze śpiewem, to kościół i uroczystości patriotyczne. Śpiewać
w kościele nikt już poza starymi babciami nie chce, a księża też są
nie przygotowani aby „muzycznie promieniować” na wiernych. Na
uroczystościach państwowych Hymn Polski z reguły wykonuje się ... z taśmy.
O czym my tutaj mówimy. Promieniować kulturą muzyczną możemy jedynie
w wąskich kręgach profesjonalnie zainteresowanych muzyką, ale nie
masowo.
A może powinniśmy skoncentrować się na którymś z naszych
Wielkich? Ale nie poprzez pomysły typu wymyślania nazwy z nazwiskiem dla
następnego alkoholu czy bombonierki. Może powinniśmy wykorzystać n.p.
olbrzymie zainteresowanie
muzyką Chopina w krajach azjatyckich, zwłaszcza w Japonii?
- Absolutnie tak. Jako państwo, jako społeczność
powinniśmy się skoncentrować, właśnie na Fryderyku Chopinie - i
to stara się robić Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. W 2010 roku cały
wysiłek oficjalnej kultury będzie nacelowany na to nazwisko, z okazji
200 rocznicy urodzin, i wtedy się okaże czy umiemy promować, czy nie.
Bo ze stereotypami walczyć trudno, a europejski obywatel uważa pewnie,
że Chopin był Francuzem... Alkohol „Chopin”, żaglowiec
„Chopin”, lotnisko Chopin, nagrody Fryderyka, to wciąż jeszcze za mało,
aby całemu światu odsłonić potęgę polskiej kultury, choć są to
działania idące w dobrym kierunku.
Podobno w Europie jesteśmy uważani za potęgę w dziedzinie
jazzu. Kurylewicz, Urbaniak, Namysłowski, Ptaszyn-Wróblewski. Może to
pomysł na zainteresowanie u innego pokolenia odbiorców?
- Tak pewnie jest, ale jazz to jednak margines,
dosyć wąska i specjalistyczna dziedzina. Niektórzy mówią, że „ślepa
uliczka muzyki”, trochę już wyeksploatowana przez różne próby
komercyjne.
Mamy też tzw. regiony muzyczne. Muzyka i kultura góralska,
Podhale… Wiele miast małych i dużych, wiele miejscowości mogłoby
skutecznie przyciągać turystów i inwestorów poprzez umiejętną
promocję swoich walorów. Brakuje nam właściwej koncepcji. Dlaczego
pomimo atutów w postaci wielkich nazwisk i znanych imprez naszym ośrodkom
kulturalnym daleko do rangi chociażby Salzburga czy Majorki?
- Patrzę z pewnym niepokojem na to, co się
dzieje w polskiej branży turystycznej. Ile czasu zajmuje walka o właściwy
status Polskiej Organizacji Turystycznej, która mogłaby profesjonalnie i
finansowo koordynować poczynania Regionalnych Organizacji Turystycznych,
i w ogóle regionów, lokalnych stowarzyszeń i organizacji pozarządowych,
które mają wiele ciekawych pomysłów. W POT znajduje się być może
klucz do tego, o czym Pani mówi. Góralszczyzna, Kurpiowszczyzna, Kaszuby
- to tylko trzy przykłady regionów kulturalnych mających potencjał
do zainteresowania i zadziwienia całej Europy, ale na szczeblu rządu ważniejsza
jest walka o strefy wpływów, o stanowiska, stołki. POT nie ma wciąż prezesa, a po
odejściu Andrzeja Kozłowskiego nie znalazł się jeszcze nikt, kto
dysponowałby jakąś całościową wizją promocji Polski poprzez
turystykę.
Podobno od dziesięcioleci istnieje projekt stworzenia propozycji
turystycznej obejmującej trasę szlakiem Chopina. Zmienia się tylko co
jakiś czas nazwa określająca ten projekt - folder, oferta,
produkt. Za trzy lata powinniśmy być przygotowani do uroczystego
obchodzenia dwusetnej rocznicy urodzin Fryderyka Chopina. To powinny być
uroczystości rangi światowej. Jak na razie rok 2010 jest w mediach
wspominany głównie jako rok w którym powinny być gotowe obiekty
sportowe do Euro 2012. Czy ma pan sposób na to aby Polacy interesowali się
kulturą przynajmniej w takim stopniu jak sportem?
- Mam. Obowiązkowe, od pierwszej klasy do matury,
lekcje rysunku i śpiewu we wszystkich szkołach. Wprowadzenie dodatkowego
kryterium doboru wszystkich kadr w Polsce, od dyrektora po ministra i
prezydenta - musiałyby to być osoby odpowiednio przygotowane i
edukowane kulturalnie, potrafiące przynajmniej przyzwoicie rysować i śpiewać
np. Jeszcze Polska nie zginęła. Pamiętam , jak przed wieloma laty Jerzy
Waldorff zażądał od kierownictwa Telewizji Polskiej, aby miejsca na
kulturę, a zwłaszcza muzykę było w programach telewizyjnych wiadomości
tyle samo, co miejsca na sport. Przez kilka dni , może tygodni, tak było,
a potem się rozmyło. Oczywiście telewizją się nie naprawi wszystkich
grzechów kulturalnej edukacji, ale może przynajmniej przekaże się
ludziom podstawową prawdę, że życie bez kultury to ciężki, śmiertelny
grzech.
Co zrobić abyśmy nauczyli się promować pozytywnie? Aby
promocja pozytywna zastąpiła tę negatywną i niepochlebną, która ma
miejsce w ostatnim czasie? Może trzeba zacząć od siebie, może powinniśmy
kultywować naszą kulturę najpierw we własnym społeczeństwie, które
jakby zasnęło oglądając telewizyjne seriale?
- To, o czym mówimy, to zwykłe wołanie na
puszczy. Jest wielu pasjonatów, którzy na swoim odcinku, w lokalnym kręgu
swoich znajomych, sąsiadów czy współmieszkańców robią bardzo piękne
i pożyteczne rzeczy. O tych ludziach nawet pies z kulawą nogą nie piśnie,
chyba, że jest to „dyrygent chóru chłopięcego” o skłonnościach
pedofilskich. Trudno o gorszą reklamę dla wspólnego śpiewania, jak właśnie
ten szeroko nagłośniony przypadek. Która matka, który ojciec wyśle
teraz swoje dziecko na zajęcia zespołu śpiewaczego bez drżenia serca?
Co mają teraz robić inni dyrygenci chórów dziecięcych? Oddać się w
ręce organów ścigania? Praca z dziećmi to oczywiście ogromna
odpowiedzialność, ale nie należy się koncentrować na przypadkach
incydentalnych. Chóry dziecięce powinny być w każdej szkole. Nawet
powstał taki ministerialny program, który krok po kroczku ma zwiększać
liczbę odpowiednio przygotowanych nauczycieli, zachęcać ich do zakładania
chórów w szkołach i obejmować coraz większe połacie kraju. Ale jakoś
od momentu inauguracji programu nikt tego już nie śledzi. Nikomu nie
zależy na tym, abyśmy byli bardziej kulturalni , niż jesteśmy. Odnoszę
wrażenie, że jest wręcz przeciwnie.
Dziękuję za rozmowę i
życzę spełnienia się Pana planów i marzeń.
Warszawa, dnia 5.
IX.2007r.
Wywiad przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska
|