Jurata Bogna Serafińska

Wywiad z Lidią Mikołajewską - Wielkanoc w Australii

Lidia Mikołajewska - redaktorka naczelna i dziennikarka "Przeglądu Australijskiego"
na australijsko - polskim portalu internetowym
www.australink.pl
Mieszka w stolicy Południowej Australii - Adelaide.


Lidko, słyszałam, że mieszkasz w mieście, które jest parkiem.. Czy tak jest naprawdę czy może to tylko bajka?

Miasto w parku? Chyba tak. Zaczęło się w pierwszej połowie XIX wieku, w roku 1836, kiedy pułkownik William Light wyrysował plan miasta i ustanowił jego granice nad rzeką Torrens. Light zaplanował to miasto na planie kwadratu, którego każdy bok ma długość jednej mili, czyli 1,609 kilometra. Na granicach tego kwadratowego obszaru powstały  rozległe bulwary, szerokie skwery, boiska, pola golfowe, parki i ogrody różane. Tuż przy centrum miasta znajduje się przepiękny ogród botaniczny, który istnieje od  150 lat. Te tereny zielone wokół city noszą nazwę: Parklands. Przypuszczam, że stąd wzięło się pojęcie "Miasta w Parku".

Od jak dawna mieszkasz w Australii? Czy w Adelajde jest duże skupisko Polonijne?

- Jestem mieszkanką tego kraju zaledwie od sześciu lat. Do Australii przyjechałam na stałe we wrześniu 2001 roku. Trzy lata wcześniej byłam tu na dwumiesięcznych wakacjach, by poznać ten kraj. Dziś mieszkam blisko centrum, w linii prostej jakieś siedem kilometrów, nad pełną meandrów rzeką Torrens, wzdłuż której ciągną się dziesiątki kilometrów ścieżek spacerowych i rowerowych. I tutaj, i gdzie indziej też, zamontowano paleniska, stoły, ławki... Takie miejsca na typowo australijskie barbecue. Uwielbiam te nadrzeczne tereny! Uporządkowane i dzikie zarazem. Porośnięte potężnymi eukaliptusami i drzewami pieprzowymi, krzewami... a sama rzeka trzciną i sitowiem. W Adelaide, stolicy stanu Południowa Australia, Polonia liczy sobie 10-15 tysięcy. Tak więc jest to małe środowisko, gdzież nam do Sydney czy Melbourne!

Polacy mieszkający w Australii obchodzą Święta Wielkiej Nocy, ale czy czynią to tak samo jak w Polsce? Czy Święta te mają wymiar duchowy i poprzedzane są rekolekcjami i czy powszechnie znana jest Niedziela Palmowa?

- Oczywiście, że tak. O ten wymiar duchowy dbają polscy księża w polskich parafiach. Niedziela Palmowa jest tu naprawdę palmowa, bo liści palmowych tutaj pod dostatkiem. Może komuś marzą się i polskie bazie... Ale to chyba tylko na zasadzie pamięci i związanych z Polską wspomnień.

Czy na ulicach miast australijskich można zobaczyć ludzi idących do kościoła z tradycyjną święconką w koszyczkach?

- Nigdy nie widziałam. Wynikać to jednak może z tego, że te święconki wożą do kościoła samochodami.

W Polsce kultywuje się w domach tradycyjne uroczyste WIELKANOCNE ŚNIADANIE. Czy podobnie dzieje się w Australii?

- Wielkanocne śniadanie? Oczywiście. Z polskimi pisankami, dzieleniem się jajkiem, ze święconką...Tak, jak tradycja każe, którą przecież doskonale pamiętamy będąc emigrantami w pierwszym pokoleniu. Bo już z tymi następnymi pokoleniami to różnie bywa... My Polacy jesteśmy na ogół bardzo związani z polską tradycją i z radością przekazujemy ją swoim potomnym. Znam wiele osób, które starają się ją naprawdę kultywować. Choć są i tacy, którzy "obrastają w australijskie piórka" i nie chcą się tradycją przejmować, więc spędzają świąteczny czas podobnie jak Australijczycy.

A jak świętują Wielkanoc Australijczycy?

- Hmmm. A kto to jest Australijczyk? Australia jest krajem wielonarodowym, w którym każda nacja urządza sobie swoją "małą ojczyznę", co - dzięki polityce multikulturalizmu - jest możliwe. Jest to również kraj ogromnej tolerancji religijnej. Być może z tego właśnie powodu świąteczne dnie Wielkiej Nocy kalendarze ogłaszają jako "Public Holiday", choć przy tym napisano też: "Wielkanocna Sobota", "Wielkanocny Poniedziałek". Piątek jest zwyczajnym dniem wolnym od pracy. W niedzielę świąteczną na jednej z plaż odbędzie się w tym roku Międzynarodowy Festiwal Latawców.

W Australii, jak zdążyłam zauważyć, każdy świętuje tak, jak mu tradycja każe, jak potrafi i jak chce. To przecież kraj emigrantów! W tzw. rodzinach mieszanych święto goni święto. Najpierw moja przyjaciółka Halinka urządza w domu swoją polską Wielkanoc, by za jakiś czas przygotowywać mężowi jego prawosławne święto.

Trzeba pamiętać też o tym, że Australijczycy nie należą do ludzi przesadnie pobożnych, przynajmniej taka jest o nich opinia. Coś w tym jednak jest, bo na ogół  wszystkie święta traktują jak dni wolne od pracy. Starają się spędzić je w rodzinnym gronie, na plaży, w ogrodzie na barbecue, na wycieczkach... Nie mają one wtedy wymiaru religijnego. Ale to najczęściej dotyczy ludzi już tu urodzonych (to oni właśnie mówią o sobie: "my Australijczycy"), albo tych, którzy świętują w innym czasie swoje własne tradycje, na przykład Ramadan.

Ci z nas, którzy mają rodzinę lub znajomych na australijskim kontynencie - mogą się przekonać, że świąteczne pocztówki są podobne do naszych. Są na nich: bazie, puchate żółte kurczaki, baranki i małe króliczki. Czasami zamiast króliczków czy zajączków pojawia się rodzimy "zając" czyli tzw. BILBY (australijski zwierzak podobny do zająca). Czy BILBY ma zaznaczyć odrębność Australijczyków?

- Pamiętaj o tym, że Australia to kraj emigrantów z całego świata, ale to kraj "opanowany" przede wszystkim przez Europejczyków i stąd taka tradycja, którą tu widać - te wszystkie bazie, baranki, kurczaki...  Wracając do twojego pytania... Tym rodzimym zającem BILBY Australijczycy, być może, chcą zaznaczyć swoją odrębność. Mówię "być może", bo wyczuwam taką tęsknotę do odrębności. Tej tęsknoty nie widać wśród takich emigrantów jak ja, ale wśród potomków, którzy się na tej ziemi urodzili. Nawet nie wiesz jak cierpią niektórzy rodzice lub dziadkowie, gdy słyszą od swoich dzieci i wnuków "jestem Australijczykiem", bo oni by chcieli, żeby byli ciągle Polakami, albo Włochami, albo Grekami...  Ten "ból" nie tylko nas dotyczy. Tymczasem dzieci tu urodzone pragną stać mocno na własnej ziemi, poczuć własną odrębność, która w tym momencie może być w taki właśnie sposób wyrażona.

Skąd wzięły się kulinarne australijskie tradycje wielkanocne - n.p. cynamonowe bułeczki z rodzynkami z lukrowym krzyżem po środku, serwowane na gorąco z roztapiającym się masłem?

- Wszystkie australijskie tradycje wielkanocne zostały przywiezione z poszczególnych krajów chrześcijańskiej Europy. Każda nacja przyrządza własne smakołyki, albo gospodynie wymyślają nowe. Te bułeczki są prawdopodobnie brytyjskie.

Więc to prawda, że dla wielu Australijczyków Wielkanoc sprowadza się do czekoladowych jajek we wszelkich rozmiarach i kolorach, czekoladowych zajączków i ciepłych cross buns, czyli malutkich okrągłych bułeczek, które można kupić na każdym rogu ulicy?

- Prawda. Moim zdaniem jest to jednak "prawda" brytyjska. Nie tylko w australijskich, ale i brytyjskich sklepach królują czekoladowe jajka, zajączki, czy te bułeczki.

Przy tej okazji może warto również wspomnieć o tym, że wszystkie poszczególne narodowe tradycje mieszają się, każda nacja wnosi do tych świąt coś własnego i oryginalnego, podpatruje też sąsiadów, jak oni to robią. Nie mówiąc już o mieszanych małżeństwach, gdzie każde z małżonków dodaje do świąt coś z własnej rodzinnej tradycji. Niektórzy Polacy przejęli zwyczaj chowania jajek po ogrodach, żeby dzieci mogły je znaleźć. Ja tego zwyczaju z Polski nie znam. To taka forma obdarowania prezentami w dniu, w którym Zajączek przynosi słodycze, owoce i inne - raczej drobne -  upominki. Są też domy, w których jajkami - niespodziankami obdziela się najbliższych członków rodziny, przyjaciół i znajomych. My z kolei zachwycamy inne nacje swoimi pisankami, które wielu rodaków przywozi prosto z Polski, albo zdobi je tradycyjnymi polskimi metodami tu na miejscu. W ruch idą pisaki, farbki i pędzelki, kalkomania, cebulowe łupiny... Konkurować one mogą z pisankami ukraińskimi czy białoruskimi.

A co z takimi tradycjami jak nasz Śmigus - Dyngus?

- Nie jestem pewna czy jakaś inna nacja, poza Polakami, urządza sobie poniedziałkowy śmigus - dyngus. Chyba nie. To też jest nasze, polskie.

Na naszej Półkuli Północnej Wielkanoc przypada na wiosnę i naturalnie kojarzy się z odradzaniem się życia i zmartwychwstaniem. W Australii - na półkuli Południowej jest wtedy jesień. Czy nie jest to jakieś nienaturalne zakłócenie symboliki Świąt Wielkanocnych?

- Oczywiście, że jest. Nie miejmy jednak do Australijczyków o to pretensji. Przecież to nie jest tradycja tej ziemi, tego kontynentu. Ludzie ją sobie po prostu w swoich sercach i umysłach tu przywieźli. Gdybyśmy chciały "zabawić" się w dosłowność, to mogłabym zaproponować sięgnięcie wprost do czasów Chrystusa i tego, co się wówczas wydarzyło. Jak mogła wyglądać wtedy przyroda, która Go otaczała? Tak jak i dziś na tych terenach wygląda, a więc bardziej przypomina Australię, niż Europę. Palmy symbolizujące to wydarzenie także rosną w Australii, a nie na północy Europy! Jednak o symbolikę pytasz, a to co innego.

Na zakończenie - czy mogłabyś opowiedzieć jak obchodzone są Święta Wielkanocne w Twoim Domu?

- Raczej skromnie i bardzo tradycyjnie. Biały obrus na stole, liść palmy w wazonie (czyli element australijski), to tego koniecznie jajka, baranek, króliczek... W tym roku zrobię sobie całą menażerię wszystkich zwierzątek, jakie uda mi się w sklepach kupić i to będzie jakaś nowość na naszym polskim/australijskim wielkanocnym stole. Jest tego w sklepach zatrzęsienie. Wszystko najczęściej czekoladowe. Cukrowego baranka, takiego jakiego pamiętam z moich dziecinnych lat w Polsce, nie udało mi się jeszcze spotkać. Na naszym stole będą królowały polskie potrawy, bo prowadzimy - na miarę możliwości - polską kuchnię. Dzieci są już dorosłe, więc jajek-niespodzianek po kątach chować im nie będę.

Wobec tego - jeszcze jedno pytanie. Jakie masz plany i marzenia na przyszłość?

- Redagowanie „Przeglądu Australijskiego” sprawia mi dużą frajdę, więc myślę, że przy tym pozostanę. Piszę również do „Panoramy” - miesięcznika wydawanego przez Anię Wiktorzak dla adelajdzkiej Polonii.. Marzę jeszcze o tym, by móc zaprosić do Australii rodzinę i przyjaciół, podróżować z nimi po tym pięknym kontynencie. I jeszcze muszę przeczytać wiele książek. I jeszcze marzę o tym, by rodzina była zdrowa i szczęśliwa...

Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę spełnienia wszystkich Twoich planów i marzeń.

Warszawa/Adelajda, styczeń 2008.
Wywiad przeprowadziła
Jurata Bogna Serafińska