- Uważaj na siebie i nie lekceważ niebezpieczeństwa. - tymi
słowy jego matka dokończyła serię przestróg, które ostatnio
musiał wysłuchać.
Mógł więc nareszcie wyruszyć w
„wielki świat“, nie był już przecież dzieckiem.
Rozejrzał się. A więc tak to wygląda? Całkiem
tu ładnie.
Spróbował wykonać wiązankę akrobacji. Pętla, spirala,
beczka. Nieźle, jak na pierwszy raz.
Czy mu się wydawało, czy rzeczywiście usłyszał oklaski?
Aby się upewnić powtórzył akrobacje.
Rzeczywiście,
nie przesłyszał się. Nie były to wprawdzie burzliwe brawa, raczej
pojedyńcze klaśnięcia, ale jednak.
Obrócił
się w stonę skąd dochodziły oklaski, ukłonił się i powiedział
"Dziękuję bardzo", choć wiedział, że nie usłyszą tego.
A więc to są ludzie? Nie wyglądają tak groźnie jak w
opowiadaniach matki. I ocenili oklaskami jego popisy akrobacyjne, które,
bądź co bądź, dalekie były od doskonałości.
Chcąc ich ucieszyć powtórzył wiązankę akrobacji.
- Tam jest ! - powiedzała jedna z istot zwanych ludźmi i
przybliżyła się w jego kierunku.
Wykonał spiralę. Ręce człowieka wyciągnęły się
przygotowując się do oklasków.
Skręt Immelmana niezbyt mu się udał, dostał się za blisko
rąk człowieka, ale człowiek na pewno trochę uchyli rękę.
Nie, wręcz przeciwnie!
- Co jest? - pomyślał - Nie widzi mnie czy co?
Dłonie człowieka niebezpiecznie zbliżały się.
Nagle zrozumiał. To nie były oklaski!!
Dłonie dzieliła już tylko dziesięciocentymetrowa przestrzeń.
Ułamek sekundy wydawał się trwać wiecznie. Czuł się jak sparaliżowany.
Przed oczyma przewinęło mu się całe jego krótkie życie. Nie, nie
może zginąć podczas pierwszego lotu! Jest za młody. Szybko
zapikował. Był trzy centymetry pod rękami człowieka kiedy dłonie
klasnęły o siebie. Wykonał korkociąg udając trafionego.
- Masz go? - usłyszał .
- Nie.
Przy ziemi wyrównał lot i poleciał w stronę rodzinnej szafy.
"Życie mola jednak nie jest łatwe" - pomyślał.